Literatura
-
Kontrakt na prokuratora
[…] Luigi Ronsisvalle był zawodowym mordercą. Zlecono mu jeszcze inny „kontrakt”: mafia poinformowała go, że Michele Sindona życzy sobie śmierci niejakiego Johna Kenneya, zastępcy prokuratora okręgowego. Nic nie charakteryzuje mentalności Michele Sindony tak dobitnie, jak zamiar zamordowania Johna Kenneya. Kenney był głównym oskarżycielem w procesie o ekstradycję, a więc człowiekiem prowadzącym prawną walkę przeciw pozostaniu Sindony w Stanach Zjednoczonych – w imieniu i na polecenie swojego rządu. Sindona kalkulował, że problem zostanie załatwiony, jeżeli uda się wyłączyć Kenneya. Rząd USA zostałby w ten sposób ostrzeżony i wiedziałbym, że on, Michele Sindona, nie pozwoli się tak traktować. Jeżeli rząd będzie mądry, to wstrzyma dochodzenie przeciwko niemu, nie będzie go już więcej…
-
Dzikie miejsca. Stres, kortyzol i ciśnienie
[…] Ważna była tylko nasza wspólna miłość do gór i dzikich miejsc – liczyło się tylko tu i teraz. Przygody, które mieliśmy dopiero przeżyć, były wyłącznie elementem przyszłości.
-
Stary dąb
[…] Stary dąb najpóźniej ze wszystkiego co w lesie istniało budził się do życia. Jego pokryty korowatą korą pień długo musiały nagrzewać promienie słoneczne zanim stare soki poczęły powoli dążyć do odległych od ziemi gałęzi.
-
Granice między rolami są płynne
[…] Chciałbym, aby pan zrozumiał, że muszę pana przesłuchiwać w różnych rolach. Granice między rolami są zresztą płynne. Ustalają je okoliczności.
-
Groby. Cały dotychczasowy świat
[…] Mnie wszystko jedno, z grobów czy nie z grobów. Takie same grzyby. Kto by się zastanawiał, co tam jest pod spodem.
-
Pamięć twarzy. Rozpoznanie przez świadka
„Są co prawda twarze, które jakby w ogóle uciekały przed pamięcią. Może pan codziennie na taką twarz patrzeć, a wystarczy do następnego sezonu jej nie widzieć i nie wie pan, czy już ją pan kiedyś widział.
-
Nic tu już nie było podobne do siebie
[…] Nic tu już nie było podobne do siebie. Od lasów niby ciągnęło żywicą, lecz i tej żywicy nie mogłem jakoś uwierzyć. Jej zapach wydał mi się mdły, zwietrzały, jakby mało gorzki.
-
Odejście Fryderyka
Słyszysz? – we mgle lipowych alej coś, ni to łkanie, ni to jęk? Ktoś zwiewny idzie przez Łazienki – stanie, popatrzy, idzie dalej.
-
Nie wierzę żadnym świadkom
[…] Na świadkach nie można polegać, gdyby się coś zdarzyło. Dziesięciu świadków, a będzie dziesięć kolorów, dziesięć modeli i tyle samo marek, nie mówiąc ile numerów.
-
Las przytłaczał ludzi …
[…] Las przytłaczał ludzi swą przepastną głębią, kołysał i usypiał szumem gałęzi, porażał wielkością i odwiecznym trwaniem.