Pieśń tak mocno brzmiała
[…] Pieśń tak mocno brzmiała w ciszy powietrza, aż brzozy drżały, a stare dęby, co poskręcane dziwacznie, narosłe guzami gałęzie wznosiły niby zaciśnięte pięści w górę, szumiały rudymi liśćmi.
Długie, zielone jemioły trzęsły się, a zżółkłe trawy, jałowce, kiście poskręcanych paproci, drobne leszczyny szemrały smutnie i las cały, okryty bladawym złotem i purpurą jesieni, słuchał tej pieśni, zadumywał się, pił ją wszystkimi porami i jakby przepełniony żałością, co owiewa idących, zaczął wtórować swoimi głosami, rozbrzmiewać cichym pogwarem i hukaniami.
Kołysał się wolno, niby łan zbóż olbrzymich, przystawał na chwilę wyprostowany, i wtedy leciał głęboki, tajemniczy pokrzyk, aż dzięcioły kuć przestawały, wrony zrywały się z wrzaskiem i krążyły nad lasem przestraszone. […]
Władysław St. Reymont, Fermenty, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1955 s. 114