Las. Przestrzeń bez mała sakralna
[…] Gdy uporałem się ze swoją robotą, ruszyłem w jego ślady. Czułem się, nie przymierzając, jak Michał Kątny, który w jakiejś nieznanej wersji Siekierezady, idzie na spotkanie z Praderą.
Ten las znałem całkiem nieźle. W dzieciństwie często zbierałem w nim jagody, a jako podrostek – pod okiem ojca – zaznajamiałem się z piłą i siekierą.
Tym razem zanurzyłem się w gęstwinę jak w przestrzeń bez mała sakralną, bo i moment był szczególny: przecież czekał na mnie gdzieś tutaj autor Siekierezady właśnie. Zwlekałem z tym i zwlekałem, by w końcu zawołać skroś ściany drzew: „Edward!”. I nim to imię, powtórzone przez echo, zdążyło ucichnąć, odpowiedziało mu moje, wykrzyknięte przez niego jak odzew.
Czasem myślę sobie swawolnie, że mogła to być chwila, w której nasze imiona zamieszkały w koronach podlaskich sosen, a kiedyś, gdy nas obu już nie będzie, jakiś powiew wiatru albo czyjś głos zbudzi je wraz z tamtym echem. […]
Jan Jastrzębski, Pod niebem tak wielkim, /w:/J. Beczek, Teraz oto jestem. Edward Stachura we wspomnieniach, Wyd. Bellona, Warszawa 2020 s. 188