Starsze

Jeszcze jedna nowelizacja prawa karnego…

Jeszcze jedna nowelizacja prawa karnego…

Gdyby to ode mnie zależało, przede wszystkim odwróciłbym proporcje. Wszelkiego rodzaju projekty legislacyjne przekazałbym do przygotowania praktykom.Eksperci-naukowcy, także ci najlepsi, musieliby zadowolić się rolą konsultantów.

Zamiast przekuwać mniej lub bardziej oryginalne teorie w literę obowiązującego prawa, niechby po prostu pomagali swoją wiedzą tym, którzy prawo stosują na co dzień, a więc najlepiej czują, co piszczy w trawie.

Kiedy ta obrazobórcza myśl przyszła mi do głowy po raz pierwszy? Otóż stało się to już dość dawno, tak mniej więcej w połowie lat 90. ubiegłego wieku. Na zlecenie Biura Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu miałem wówczas, nieczęsto przytrafiajacą się prokuratorowi, okazję napisania kilku ekspertyz dla jednej z podkomisji zajmujących się przygotowywaniem nowych kodyfikacji karnych.

Dodajmy od razu, że była to trzecia już chyba wersja projektów. Dwa pierwsze, jako nie przystające do życia, zdyskwalifikowano znacznie wcześniej. Nie oznaczało to zdyskwalifikowania samej uczonej komisji, która trwała w determinacji wyrugowania z systemu prawa karnego tego wszystkiego, co się nie podobało doktrynie i powinno zniknąć w ślad za minionym ustrojem, bez względu na to, jak się sprawdzało w praktyce.

Prorocze słowa praktyka

Nie miejsce tutaj na licytację, które z „nowalijek” wprowadzonych w kodeksach z 1997 r. musiały być kolejnymi nowelizacjami mniej czy bardziej pospiesznie zmieniane. Sam fakt, że kodeks karny nowelizowano do końca 2010 roku 47 razy, a kodeks postępowania karnego jeszcze częściej, bo aż 69 razy – świadczy o niezbyt wyszukanej jakości tych produktów.

Czy tak musiało się stać? Śmiem twierdzić, że nie musiało, a wielu chybionych pomysłów można było uniknąć, gdyby ustawodawca dał nieco posłuchu głosom innym niż te wypowiadane przez doktrynę. Nie chodzi przy tym o rozwiązania i instytucje szczegółowe. Samo życie, nowe technologie czy orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego zawsze takie wymusi. Ja mam na myśli koncepcje generalne odpowiedzialności i systemu ścigania.

Dla znawcy praktyki ścigania i wymiaru sprawiedliwości było jasne, że uchwalając kodeks postępowania karnego w wersji proponowanej przez komisję, ustawodawca funduje społeczeństwu model zwalczania przestępczości: „ociężały, biurokratyczny i niewydolny, a formalistyczna i rozbudowana procedura rodzi uzasadnione obawy przerostu formy nad treścią, kosztów społecznych i ekonomicznych nad korzyściami”. Opiniując projekt k.p.k., dokładnie takich słów użyłem w ekspertyzie datowanej na 27 marca 1996 r. Niestety, słowa okazały się prorocze.

„Prawo do sądu” gwarantowane?

Swoistego dowodu tegoż proroctwa dostarcza… kolejna komisja, tym razem powołana przez ministra sprawiedliwości. Właśnie zakończyła swoją pracę. W przedstawionym uzasadnieniu do projektu jeszcze jednej, acz bardziej gruntownej nowelizacji można m.in. przeczytać, że komisja uznała za konieczne „usunięcie fasadowości postępowania, dzięki nowemu określeniu sposobu procedowania opartego na rezygnacji z szeregu czynności nie służących ani wyjaśnieniu prawdy w procesie, ani poszanowaniu gwarancji uczestników postępowania, ani realizacji zasady sprawiedliwej represji” czy też „usunięcie oczywistych i ujawnionych w orzecznictwie sądowym usterek obowiązującej regulacji”.

Mogłoby się wydawać, że takie przesłanie myślowe zdeterminuje komisję do zaproponowania ustawodawcy rozwiązań dających gwarancje racjonalnego zdefiniowania zakresu i metod działalności instytucji zwalczających przestępczość. Nic bardziej mylnego. Znowu zamiast narzędzi sprawnych i wydajnych otrzymają one protezę.

Przede wszystkim nasuwa się pytanie, jak długo jeszcze i w imię jakich wartości Skarb Państwa stać będzie na finansowanie konsekwentnie utrzymywanej zasady legalizmu? Dlaczego dobra, takie jak „prawo do sądu” na koszt podatników, „sprawiedliwość”, często zresztą jednostronnie rozumiana, czy idee fixe nieuchronności kary mają być gwarantowane obywatelom bez ograniczeń, jeżeli jednocześnie nie stać nas na dostarczenie takich dóbr, jak oczekiwana jakość dróg, kolejnictwa, poziom świadczeń medycznych, dostępu do zatrudnienia czy bezpieczeństwa przeciwpowodziowego?

Zabraknie miejsc w więzieniach

Przykłady tego rodzaju deficytów można mnożyć niemal w nieskończoność, a na horyzoncie straszy jeszcze widmo bankructwa systemu rent i emerytur. O bezskutecznym domaganiu się przez każdą niemal grupę zawodową prawa do „godziwego” wynagrodzenia już nawet nie wspominam.

Może warto więc uświadomić sobie, a zwłaszcza ustawodawcy, że niezależnie od tego, jak bardzo stanowczo zadekretuje w ustawach karnych wolę sprawiedliwego ukarania każdego przestępcy, to i tak z wielu powodów będzie to dotyczyło tylko pewnego odsetka faktycznych sprawców.

W najbardziej represyjnych i najeżonych wszelkimi rodzajami policji, włącznie z obyczajową, systemach prawnych zawsze istnieje większa lub mniejsza ciemna liczba nieujawnionej przestępczości, wskaźnik wykrywalności sprawców oraz mniejszy lub większy odsetek wykrytych wprawdzie, ale nie ukaranych sprawców. Zawsze istniały i będą istnieć bariery dowodowe, kontratypy, przedawnienia, a w ostatecznym rozrachunku może się nawet okazać, że po prostu zabraknie miejsc w więzieniach.

Legalizm jako fikcja

O zawodności statystyk, a w szczególności statystyk kryminalnych, napisano już wiele. Ciemnej liczby przestępczości precyzyjnie też nie można określić. Pozostają tylko szacunki, ale i one powinny pobudzać wyobraźnię.

Nieodżałowanej pamięci prof. Tadeusz Hanausek uważał na przykład, że jej poziom sięga ok. 20 proc. przestępczości potwierdzonej w statystykach urzędowych. Mniej chyba wiarygodne, z uwagi na skrajność opinii, są źródła szacujące stosunek przestępstw stwierdzonych do faktycznie popełnionych w skali 1:100 czy nawet 1:300.

W starszej literaturze prof. Lech Falandysz skalę zjawiska opisywał obrazowo zwrotem: „mroki ciemnej liczby”. W rozbiciu na poszczególne kategorie przestępstw, inni autorzy podawali, że relacja ta wynosi np. dla dzieciobójstwa 1:10, dla nielegalnego usunięcia ciąży 1:100, dla kradzieży pospolitej i dla oszustwa 1:20, a np. dla rabunku 1:5.

Legalizm, jako zasada procedury karnej, przełożony na realia praktyki jest w rzeczywistości fikcją. Stwarza przy tym często pożywkę dla wszelkiego rodzaju pieniaczy i warchołów, dla których nie istnieje żadna powaga rzeczy osądzonej, reguły podejmowania czy wznawiania postępowań zakończonych, a nawet właściwość miejscowa czy rzeczowa do wydania rozstrzygnięcia w konkretnej sprawie. Chyba że jest to rozstrzygnięcie akurat zgodne z ich oczekiwaniem.

Metoda pewnego szeryfa

Legalizm jest przy tym jest niezwykle kosztowny. W skali kraju nawet połowa spośród prowadzonych postępowań karnych nie ma, z obiektywnych powodów, szans na finał w postaci aktu oskarżenia. Nie tylko osoby o zacięciu pieniaczym zbyt łatwo wymuszają na prokuratorach, i nie tylko prokuratorach, angażowanie sił ludzkich i środków publicznych do wyjaśniania spraw, które nigdy nie powinny być wyjaśniane w trybie postępowania karnego.

Zawiadomienie prokuratora o „możliwości popełnienia przestępstwa” to ulubiona w ostatnich latach formuła medialna i metoda aktywności nie tylko radykalnych polityków. Skwapliwie naśladują ją radni wszelkich szczebli, związkowcy i inni aktywiści. Oczywiście, zawsze dla dobra publicznego, nigdy dla korzyści własnej.

Przypomina to trochę metodę wypróbowaną przez pewnego szeryfa, który ilekroć dowiadywał się o spektakularnym przestępstwie popełnionym w pobliskim mieście, łapał na swojej prerii pierwszego lepszego włóczęgę i przed mikrofonami oraz w błysku fleszy przekazywał go jako sprawcę owej zbrodni komendantowi policji miejskiej. Ten cieszył się podarunkiem, ale tylko do chwili, kiedy okazywało się, że ujęty nie ma ze sprawstwem, np. napadu na bank, nic wspólnego.

Zanim jednak docierało to do prasy, świat obiegała już wiadomość o efektownej akcji skutecznego szeryfa, a policji pozostawało już tylko przełknać gorzką pigułkę zarzutu nieudolności w zbieraniu dowodów winy. Nie trzeba dodawać, kto miał szansę wygrać kolejne wybory, a kogo opinia publiczna obarczyła odpowiedzialnością za bezkarność przestępców…

Prokurator Generalny powinien decydować

Z przyczyn oczywistych zaangażowanie środków na jednym polu musi skutkować ich niedostatkiem na innym, często znacznie poważniejszym. Dlatego, wychodząc z prakseologicznego założenia, że ograniczoność celów instytucji jest jej największą siłą, już w roku 1996 pozwoliłem sobie zarekomendować podkomisji sejmowej rozstanie się z legalizmem na rzecz rozwiązania określanego roboczo jako „zasada ograniczonego oportunizmu”.

Zgodnie z tą propozycją, prokurator miałby obowiązek wszczęcia i przeprowadzenia postępowania karnego oraz wniesienia i popierania oskarżenia o każde przestępstwo przeciwko podstawowym interesom państwa i przeciwko bezpieczeństwu obywateli. Obowiązek ten miałby dotyczyć zwłaszcza przestępstw ściganych na mocy umów międzynarodowych, przestępstw popełnianych przez zorganizowaną grupę oraz przestępstw mających charakter gwałtownego zamachu na osobę lub mienie.

Szczegółowe zalecenia o kierunkach i zakresie ścigania powinny należeć do Prokuratora Generalnego, który byłby z nich rozliczany przez parlament, ale też otrzymywałby od parlamentu budżet odpowiedni do ilości i jakości realizowanych zadań. W jakimś sensie proponowana koncepcja finansowania przypominała, tak nieśmiało wdrażaną obecnie w naszym kraju, koncepcję „budżetu zadaniowego”. Nie trzeba chyba dodawać, że wytyczne Prokuratora Generalnego wiązałyby podległych mu prokuratorów, a on sam miałby zapewnioną możliwość rozliczania ich z wyników pracy.

Może jeszcze dla porządku warto dodać, że zgodnie z art. 9 § 2 projektu nowelizacji k.p.k. przedłożonego podkomisji, każdy prokurator mógłby: „wszcząć lub zlecić wszczęcie i przeprowadzenie postępowania przygotowawczego o każde inne przestępstwo, jeżeli według jego oceny wymaga tego dobro publiczne lub ważny interes prywatny osoby nim pokrzywdzonej”.

Kropla drąży skałę…

Taka dyspozycja ustawy dawałaby prokuratorowi tytuł do działania w każdej poważniejszej sprawie, nie mieszczącej się jednak w kategorii zagrożeń najistotniejszych.

Decydować powinny tu względy praktyczne, szacunek potencjalnych korzyści i kosztów, jakie przyjdzie ponieść. Rada Europy już w latach 80. XX w. zaleciła kierowanie się przy decyzjach o ściganiu i oskarżaniu zasadą pragmatyzmu, a Komitet Ministrów Rady Europy w dokumencie z 17 września 1987 roku (The Simplification of Criminal Justice, Recommendation nr R(87)18, Strasbourg, s. 21) zasugerował rozszerzenie zasady swobodnego uznania przy podejmowaniu decyzji o wniesieniu oskarżenia wszędzie tam, gdzie jest to z przyczyn ustrojowych możliwe.

Na tle tych zaleceń moje autorskie pomysły nie były więc tak zupełnie księżycowe. Oczywiście, propozycja nie przeszła. Zarzucano jej prywatyzację systemu ścigania przestępczości, nadmierne ryzyko pogorszenia efektywności pracy organów zwalczających przestępczość, niedopuszczalną arbitralność decyzji prokuratorskich i zamach na zasadę ścigania sprawców wszystkich, a nie tylko najgroźniejszych przestępstw. W opinii moich ówczesnych adwersarzy, przyjęcie projektu oznaczałoby spadek zaufania do prawa i wymiaru sprawiedliwości.

Nie ukrywam jednak, że znaleźli się posłowie, którzy widzieli tym szansę zwrotu w stronę jakości, nawet kosztem ograniczenia liczby prowadzonych spraw. Akademickie przywiązanie do legalizmu okazało się silniejsze i w starciu z wytrawnymi autorytetami naukowymi prowincjonalny i osamotniony prokurator nie miał żadnych szans.

Zapewne i obecnie nic się nie zmieni, ale za kilka lub kilkanaście lat najpewniej będzie kolejna reforma i kolejna komisja oceni efekty następnych nowelizacji. Może wówczas ktoś przypomni sobie przytoczoną tu garść refleksji. Refleksji oczywiście celowo i intencyjnie przejaskrawionych. Od dawna jednak wiadomo, że to kropla drąży skałę…

Sam fakt, że kodeks karny nowelizowano do końca 2010 roku 47 razy, a kodeks postępowania karnego jeszcze częsciej, bo aż 69 razy – świadczy o niezbyt wyszukanej jakości tych produktów.

(…) Niezależnie od tego, jak bardzo stanowczo zadekretuje w ustawach karnych wolę sprawiedliwego ukarania każdego przestępcy, to i tak z wielu powodów będzie to dotyczyło tylko pewnego odsetka faktycznych sprawców.

W skali kraju nawet połowa spośród prowadzonych postępowań karnych nie ma, z obiektywnych powodów, szans na finał w postaci aktu oskarżenia.

Rada Europy już w latach 80. XX w. zaleciła kierowanie się przy decyzjach o ściganiu i oskarżaniu zasadą pragmatyzmu (…).

Jan WOJTASIK

Miejsce pierwszej publikacji:

MIDA. Magazyn dla prawników Numer 2 – maj 2011

http://e-mida.pl/content/jeszcze-jedna-nowelizacja-prawa-karnego…

Data pierwszej publikacji: 04 maj 2011

Śródtytuły pochodzą od Redakcji MIDY

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *