Jechało się wciąż lasem …
[…] Jechało się wciąż lasem. Jakaś chmurna ciemność kryła się między martwymi drzewami, co rosły w sapowatej glebie. Droga zarośnięta zdeptana trawą, pełna kamieni, które w nią wrosły, wiła się wśród gęstej młodej świerczyny.
Skręty jej wciąż przepadały między zielenią, jakby się leśnym obyczajem, na wzór zwierząt , kryły przed oczyma ludzkimi.
Wzrok Judyma błądził w zadumaniu po miękkich mchach i biało-zielonych listkach borówek. Każda łodyzka mchy była zbudowana z gwiazdek świetlistych, jakby z promieni słońca, co zetknąwszy się z ziemią w czułe roślinki się przeistoczyły.
Gdzieniegdzie posród tej królewskiej, kochanej, miękkiej zieleni widać było kamionkę szarosinych głazów. Szpakowate, w mech suchy obleczone pnie jodełek przecinały widnokrąg daleki.
Gdy konie weszły w las głębszy, pod cień jodeł i świerków, przecięły drogę wężowiska czarnych korzeni. […]
Stefan Żeromski, Ludzie bezdomni, Wydawnictwo „Czytelnik”, Warszawa 1963 s. 328