Prokurator Teodor Szacki …
[…] Prokurator Teodor Szacki dobiegł na miejsce zdarzenia jeszcze przed Wilczurem, wszedł po drabinie na piętro opuszczonego dworku zaraz po mundurowych.
Wieści rozchodziły się szybko, na Zamkowej stał już tłum ludzi, a kolejni schodzili się ze wszystkich stron.
Za nim wgramolił się po drabinie Marszałek, gruby policjant z sumiastymi wąsami. Zanim Szacki zdążył wydać jakiekolwiek polecenie, Marszałkiem wstrząsnęły torsje, chwilę z nimi walczył, a potem obrzygał siebie i swoje wąsy.
Niewiarygodne, pomyślał Szacki, ale w gruncie rzeczy nie miał do niego pretensji. Widok był straszny, chyba najgorszy, jaki widział w swojej karierze.
Rozkładające się zwłoki, topielcy, pogorzelcy, ofiary meliniarskich mordów i bójek z roztrzaskanymi czaszkami, wszystko to blakło przy wiszącym na haku trupie Grzegorza Budnika, jeszcze do niedawna poszukiwanego listem gończym jedynego podejrzanego w sprawie o zabójstwo swojej zony.
Szacki patrzył na surrealistyczny w swym okropieństwie obraz, zaatakowany przez nadmiar bodźców mózg z pewnym oporem, jakby na zwolnionych obrotach, przetwarzał informacje. […]
Zygmunt Miłoszewski, „Ziarno prawdy” /w/ Trylogia kryminalna, Wydawnictwo AB, Warszawa MMVII, MMXI, MMXIV s. 366 i nast.