Zgon psychogenny
Zgon psychogenny Termin ten niezwykle trudno znaleźć w podręcznikach medycyny sądowej. Nie powinno to dziwić, albowiem medycyna sądowa jest dyscypliną naukową, a jednym z przymiotów naukowości jest weryfikowalność wiedzy na określony temat. Problematyka zgonów z przyczyn psychogennych weryfikacji takiej nie poddaje, a więc z naukowego punktu widzenia problem jest prawie bezprzedmiotowy.
Wszyscy jednak wiedzą, że „prawie” czyni sporą różnicę. W przypadku zgonów psychogennych, a więc takich, które nie materializują jakimikolwiek zauważalnymi gołym okiem czy możliwymi do zdiagnozowania laboratoryjnymi metodami, hasło wskazane w tytule najpewniej zamyka się w obszarze „zgonów z przyczyn niewyjaśnionych”. Na pograniczu tego obszaru lokują się też przypadki zgonów spowodowanych zaburzeniami rytmu serca u osoby chorej na miażdżycę w sytuacji, gdy wcześniej osoba ta przeżyła zdarzenie będące dla niej źródłem silnego stresu.
Znaczne prawdopodobieństwo możliwości zejścia śmiertelnego z powodu wywołania „nagłego wrażenia psychicznego” wskazywał zresztą już niemal 100 lat temu prof. Leon Wachholz [patrz: L. Wachholz, Medycyna sądowa na podstawie ustaw obowiązujących na ziemiach polskich, Wyd. III, Gebethnera i Wolffa, Warszawa – Kraków – Lublin – Łódź-Poznań – Wilno- Zakopane 1925 s. 105]. Uważał on, że możliwość takiego zgonu występuje zarówno u osób „usposobionych” do nagłej śmierci z powodu złego stanu zdrowia, jak i u osób, których sekcja nie potwierdziła obecności schorzeń tłumaczących śmierć. Z kolei Wiktor Grzywo-Dąbrowski wyliczając tzw. przyczyny okolicznościowe poprzedzające nagłą śmierć, wzruszenia psychiczne, zwłaszcza przestrach lub gniew, wymienia na drugim miejscu, zaraz po wysiłku fizycznym [W. Grzywo-Dąbrowski, Medycyna sądowa dla prawników, Wydawnictwo Prawnicze, W-wa 1957 s. 102].
Współczesna wiedza o człowieku pozostaje w zgodzie z twierdzeniem o współzależności pomiędzy pierwiastkiem cielesnym i duchowym, czyli pomiędzy tym, co nazywa się „soma” oraz „psyche”. Uwaga o tym, że nasz stan cielesny wpływa na kondycję psychiczną należy do rzędu twierdzeń tak oczywistych, że niemal banalnych. Stany takie doświadczane są przez każdego człowieka niemal codziennie. Zdrowi, syci i wyspani czujemy się dobrze, nastawiamy się optymistycznie do życia, mamy poczucie mocy.
Większą zagadką jest proces przeciwny i odpowiedź na pytanie, w jaki sposób ludzka psychika oddziałuje na stan organizmu nie jest już taka jednoznaczna. W kryminalistyce niektóre zależności wykryto i opisano w trakcie badań nad mechanizmami fizjologicznymi występującymi podczas ekspertyzy wariograficznej. Wiadomo też, że silna wola życia i nadzieja na skuteczną pomoc medycyny posiadają ogromne znaczenie terapeutyczne. Wiedzą o tym zwłaszcza lekarze. Płynące z ich ust słowa pokrzepienia są w procesie terapii czymś więcej niż samym tylko pocieszaniem pacjenta w beznadziejności jego choroby. Ważne, żeby pacjent uwierzył w możliwość pokonania choroby. Wiara – jak twierdzą niektórzy – działa cuda i niekiedy faktycznie zdarzają się przypadki wyleczenia człowieka w sytuacji, gdy dotknęła go choroba z zasady śmiertelna.
Z uwagi na temat tego artykułu prawdziwym problemem jawi się jednak odpowiedź na pytanie: czy możliwa jest sytuacja odwrotna, tj. taka sytuacja, w której słowo złe wywołuje negatywne następstwa dla zdrowia czy życia ludzkiego. Innymi słowy, czy można przekazem werbalnym lub innym komunikatem adresowanym do człowieka spowodować, że zachoruje albo umrze?
Na tak postawione pytanie, pierwsza nasuwająca się myśl nakazuje przywołać dalekie od naukowej refleksji skojarzenia ze zjawiskami magii czy okultyzmu. Okazuje się jednak, że możliwe jest inne podejście do tego zagadnienia. W roku 1982 r. w niemieckim periodyku, bez wątpienia naukowym, ukazał się artykuł W. Middendorfa pt. Zgon psychiczny i psychogenny [tytuł oryginału: W. Middendorf, Psychischer und psychogener Tod, Kriminalistik, Hamburg 1982 No 1, s. 328 i nast.]. Autor systematyzując przyczyny zgonów psychogennych wyróżnia i takie specyficzne działania prowadzące do śmierci ofiary, które polegają na wypowiadaniu przekleństw, stawianiu dyskredytujących zarzutów, a nawet rzucaniu uroków.
Doświadczenie życiowe podpowiada, że opinii tej nie należy do końca lekceważyć. Każdy człowiek z pewnością nie jeden raz przeżywał moment, kiedy to pod jego adresem ktoś wypowiedział pogróżkę, potwarz czy inną niesympatyczną i budzącą negatywne emocje opinię. Z zasady takie złe emocje nie ograniczają się do złego samopoczucia psychicznego w danej chwili, ale generują dodatkowo jakiś substrat fizjologiczny. Jeden człowiek odczuwa uderzenie gorąca i napływ krwi do mózgu, inny blednie i nieruchomienie. Niekiedy takie reakcje przypisywane są tzw. odruchowi kataplektycznemu. Odruchowi temu towarzyszy gwałtowny skurcz naczyń krwionośnych, który dla osoby nie do końca zdrowej może być bardzo niebezpieczny i w krańcowej sytuacji spowodować nawet zgon.
Rodzi się oczywiście kolejne pytanie o granice możliwości celowego wpływania środkami werbalnymi czy pozawerbalnymi na losy innego człowieka. W kontekście wypowiedzi W. Middendorfa szczególnie istotna staje się odpowiedź na pytanie, czy faktycznie poprzez wypowiadanie zaklęć i inne zachowania o charakterze magicznym można sprowadzić na innego człowieka chorobę lub wywołać jego zgon.
Biblista i demonolog z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – Roman Zając zdecydowanie wyklucza taką możliwość http://www.kosciol.pl. Jednocześnie jednak potwierdza, że współcześnie nie brakuje ludzi skłonnych wierzyć w magię, a w czasach, gdy jeszcze działała inkwizycja, demonolodzy przyjmowali, że człowiek, parając się okultyzmem, może uzyskać za pomocą demonów moc czynienia zła drugiemu człowiekowi. Wg. R. Zająca, istnieją osoby przekonane, że nawet wypowiedzenie w złości słów: „Niech cię spotka coś złego”, może faktycznie zaszkodzić, nawet jeśli ta osoba, którą się przeklina, tego nie słyszy i słowa te nie działają na jej świadomość.
Warto może podkreślić, że na gruncie doktryny polskiego prawa karnego magia uważana jest za zabobon, a zagadnienie odpowiedzialności za jej praktykowanie w zamiarze popełnienia czynu przestępczego uznawane jest za przykład niekaralnego usiłowania nieudolnego. Np. prof. Andrzej Zoll w komentarzu do art. 13 kodeksu karnego stwierdza, że nie jest karalnym usiłowaniem nieudolnym „wbijanie gwoździ w podobiznę osoby, której śmierć objęta jest zamiarem sprawcy”. [por. A. Zoll, Kodeks karny. Część ogólna. Komentarz, Kantor Wydawniczy Zakamycze 2004 s.252].
W starszej literaturze prawniczej także reprezentowany był też pogląd o niekaralności usiłowania opartego na wierze w siły nadprzyrodzone. Na tej zasadzie nie odpowiada karnie osoba, która udaje się do kaplicy i modli tam o śmierć swojego wroga [por. G. Rejman, Usiłowanie przestępstwa w prawie polskim, Państwowe Wydawnictwo naukowe, W-wa 1965 s. 52 i nast.].
Niestety w dostępnych zbiorach orzecznictwa sądów polskich nie udało się znaleźć przykładów pozwalających na wyprowadzenie wniosków o sposobie praktycznego rozstrzygania problemu czy to zgonów psychogennych czy też wprost wykorzystania metod zbliżonych do magii dla celów przestępczych. Możliwe, że ktoś z naszych czytelników brak ten uzupełni.
Zgony z przyczyn niewyjaśnionych, szczególnie osób młodych, zdrowych i pełnych woli życia, chyba zawsze będą pozostawiały nutę zagadkowości i tajemniczości. W końcu nawet najlepsi specjaliści z medycyny sądowej wobec pewnego odsetka badanych przypadków niekiedy są zupełnie bezradni i nie wahają się do tego przyznać. Taka deklaracja jest tylko dowodem ich wysokiego profesjonalizmu. A cała reszta póki co – niech pozostanie sprawą otwartą. Zapraszamy do dyskusji.
Jan WOJTASIK
Miejsce pierwszej publikacji:
Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze:
http://www.zielona-gora.po.gov.pl/
Data pierwszej publikacji: 2008-12-24
Publikacja z cyklu: Ciekawie … nie tylko o prawie