Wojenne rowery
[…] Podczas wojny z Prusami w latach 1870–1871 w szeregach armii francuskiej pojawili się kolarze zwiadowcy. W kolejnej dekadzie wojska wszystkich liczących się w Europie państw miały już oddziały cyklistów, a stratedzy żywo dyskutowali o przewagach rowerowej i tradycyjnej kawalerii.
Jeden z redaktorów „Journal of the Military Service Institution of the United States” w 1896 roku uznał, że rowery pod kluczowymi względami przewyższają konie: „Ciężko ranny koń staje się utrapieniem… [rower] łatwiej ponadto ukryć, można też z większą pewnością liczyć na odnalezienie go po powrocie w miejscu, gdzie został schowany”.
Z militarnego punktu widzenia największą zaletą jednośladów było niezwracanie na siebie uwagi: „Rower jest bezszelestny, czym znacząco góruje nad koniem z jego tętentem kopyt i rżeniem”. Na polu bitwy żołnierze na cichych rumakach mogli zaskoczyć przeciwnika.
Najważniejszym sprawdzianem dla rowerów wojskowych okazała się druga wojna burska (1899–1902), krwawe i niesławne starcie Wielkiej Brytanii z dwiema republikami burskimi o panowanie nad południem Afryki oraz tamtejszymi złożami diamentów i złota.
Gdy na polu bitwy po raz pierwszy pojawiła się brytyjska piechota wyposażona w składane rowery, pewien żołnierz Wolnego Państwa Oranii zakpił: „Na Anglików można liczyć – zawsze znajdą sposób, by podróżować na siedząco”.
Obie strony konfliktu szybko zdały sobie jednak sprawę, jak dobrze jednoślady sprawdzają się w realiach tej wojny. Oddziały przemieszczały się szybciej niż na piechotę i dyskretniej niż na koniach, mogąc osaczać przeciwnika i atakować znienacka. […]
Jody Rosen. Na okrągło. Sekretne życie roweru, Wydawnictwo Wielka Litera, 2023
Cyt. za: Rzeczpospolita – pełny tekst TUTAJ