Śmierć po amerykańsku
[…] Wszystkie badania trzymane były w najściślejszej tajemnicy i do prasy nie przekazywano żadnych informacji. Chodziło nie tylko o to, by nie dopuścić do lawiny błędnych informacji, jakie zalały kraj po zamachu w Dallas, ale o to, by nie pogarszać i taj już napiętej sytuacji z jej całym rasowym podtekstem.
Podjęty przez FBI pościg za mordercą czy mordercami Kinga prowadzony był więc z zastosowaniem nie znanej do tej pory dyskrecji. Ta dyskrecja stała się jedną ze szczególnych cech całej akcji, która przekształciła się w największy we współczesnej historii pościg za zbrodniarzem.
Pościg ten objął dwa kontynenty, kosztował ponad milion dolarów, a wzięło w nim udział bez mała cztery tysiące policjantów z kilku krajów.
Dyskrecja była konieczna. Świadkowie obawiali się o własne życie. Każdy z nich otrzymał FBI, że wszystko zostanie utrzymane całkowitej tajemnicy. To, co widzieli, słyszeli lub znali z jakichkolwiek źródeł, miało pozostać absolutną tajemnicą znaną wyłącznie organom ścigania i ewentualnie adwokatom. Starano się zapobiec wszelkim przeciekom.
Im mniej będzie wiedział morderca lub osoby zamieszane w morderstwo, tym lepiej dla FBI. W okresie najbliższych miesięcy prasa napotykała nieprzepuszczalny mur milczenia. Na wszelkie pytania odpowiadano niezmiennie: „No comment”. […]
Gerold Frank, Śmierć po amerykańsku, Książka i Wiedza, W-wa 1975 s. 205-6