Starsze

Siekierezada, czyli dlaczego warto upominać się o Stachurę

Siekierezada, czyli dlaczego warto upominać się o Stachurę

„A cóż prawdziwy mężczyzna może robić w Bieszczadach – oczywiście pracować w lesie przy wyrębie i zwózce drzew. Tak było od początku PRL-u. W Bieszczady trafiali ludzie twardzi, ale często też niepogodzeni ze współczesnym światem. Były wśród nich wrażliwe dusze – rzeźbiarze, poeci, malarze. Takie postacie opisał Edward Stachura w swojej kultowej powieści „Siekierezada”. Drwale po wypłacie zbierali się w nielicznych bieszczadzkich barach – w Dwerniku, Ustrzykach Górnych, Lutowiskach, Wetlinie czy Cisnej. Przepijali tam większość zarobionych pieniędzy, potem wracali do swojej ciężkiej i niebezpiecznej pracy. Knajpy te były owiane legendami ich pijackich wyczynów.”

Lato było w pełni, pogoda dopisywała. Czas dla turystyki rowerowej bliskiego zasięgu, jaką uprawiam od lat, wydawał więc jak najlepszy. Opuściwszy wczesnym przedpołudniem Nową Sól, poprzez Bytom Odrzański, Dębiankę i Bielawy zapuściłem się do … Grochowic. Dlaczego właśnie tam? Najpewniej dlatego, że to jedna z nielicznych wiosek naszego regionu, gdzie wcześniej nie miałem okazji, a może po prostu zdążyłem dojechać.

Grochowice są malowniczą, otoczoną lasami miejscowością, do której po dzień dzisiejszy można dojechać w miarę wygodnie i szybko tylko jedną, jedyną drogą asfaltową od strony Kotli – siedziby władz gminnych. Pozostałe trzy strony świata dostępne są tylko dla pojazdów dobrze radzących sobie w trudnych warunkach terenowych, zwłaszcza od słotnej jesieni do zielonej wiosny. No i jeszcze zawsze pozostają nogi. Na nogach niezawodnie można sobie powędrować w każdym kierunku przez okrągły  Boży rok. Oczywiście, nie tylko z Grochowic.

Mnie, rowerowego tułacza akurat najbardziej interesował kierunek północno-zachodni. Leśną drogą, przez istniejące już tylko na starych mapach Dębowo, planowałem dojechać do Sławy.

Wśród poplątanych grochowickich dróg i dróżek nie było jednak łatwo odnaleźć tę właściwą. Nawet przy pomocy map wojskowych i kompasu. Krążąc tak od końca do końca wioski, wzdłuż i w poprzek, poszukując charakterystycznych punktów orientacyjnych na jednym z mniej okazałych  budynków zauważyłem marmurową tablicę z napisem. Przystanąłem, gdyż widok to raczej niecodzienny w naszej strefie geograficznej. Właśnie wtedy dowiedziałem się, że w domu tym w tym właśnie w roku 1967 mieszkał Edward Stachura.

Przyznać muszę z pewnym zawstydzeniem, że znaczenie wyczytanej informacji nie od razu dotarło do mojej świadomości. Oczywiście nazwisko Edwarda Stachury nie było mi tak zupełnie obce. Tragicznie zmarły pisarz i poeta okresu powojennego był wszak autorem słynnej „Siekierezady, czyli zimy leśnych ludzi”. Jeżeli ktoś nie przepada za literaturą współczesną i nie czytał książki, miał jeszcze możliwość obejrzenia filmu pod tym samym tytułem.

To w „Siekierezadzie”, jak powszechnie mówiono i pisano przed laty, opisać miał autor swoje doświadczenia i przemyślenia przeżyte i inspirowane pracą wśród drwali bieszczadzkich, gdzie zatrudnił się przy wyrębie lasu. Materialną pamiątką tego etapu życia Stachury jest nawet karczma w Cisnej o nazwie „Siekierezada”. Wiele lat temu, sam czytałem jakąś publikację z taką informacją. Brzmiała wiarygodnie, nie pomyślałem nawet, że mogłaby tak po prostu, bezinteresownie przekłamywać rzeczywistość. Przywołany na wstępie tego tekstu cytat taki sposób myślenia o genezie powieści utwierdza. Pochodzi z ciekawego zresztą portalu Polska Niezwykła.

Przenosząc się w czas mniej odległy, sięgnąłem na półkę po „Siekierezadę” wydaną niedawno /niestety bez roku wydania/  nakładem „Polityki”. I chociaż wydawnictwo renomowane, a cykl „Polska literatura współczesna” słusznie uchodzi za znamienity, o okolicznościach powstania książki, a zwłaszcza źródłach autorskiej inspiracji nie dowiemy się niczego nowego. Autor recenzji wydawniczej na ostatniej stronie okładki konsekwentnie i bez przysłowiowego przymrużenia oka pisze bowiem, że bohater Siekierezady młody poeta „zatrudnia się w Bieszczadach przy wyrębie lasu i poznaje środowisko drwali, ludzi prostolinijnych oraz nieskażonych cywilizacją”. Okazuje się, że mity trzymają dobrze. Nie tylko wśród nieoczytanego ludu, ale nawet na salonach. Wydawniczych oczywiście.

Inna sprawa, że lektura dzieła Stachury nie pozostawia wątpliwości, gdzie toczy się akcja i żyją jej bohaterowie. I chociaż jest to do pewnego stopnia powieść z kluczem, Głogów pozostał Głogowem, a Sława – Sławą. Nietrudno też odgadnąć, że powieściowe Bobrowice  w rzeczywistości  są właśnie Grochowicami, Hotla to Kotla, a położona za lasami Czerniawa, do której chodziło się po najlepszy w okolicy bimber to realnie istniejące Bielawy. Kto zaś chciał kupić coś poważniejszego, np. wkład do pieca w domu Babci Oleńki, udawał się do powieściowej Nowej Doli, czyli najpewniej do Domu Rolnika w Nowej Soli.

Recenzenci „Siekierezady” zwracają uwagę na jej wartość wynikająca z literackiego przedstawienia wielu ciekawych aspektów życia drwali. Nie na powodów z takim widzeniem dzieła Stachury polemizować. Jednak dla nas ludzi urodzonych i mieszkających na Ziemiach Zachodnich, często potomków kresowiaków, nie mniej ważne są i te wątki. Sekwencyjne wspomnienia z czasów przesiedleń, gwara bohaterów i w końcu coraz bardziej umykające pamięci małomiasteczkowe i wiejskie klimaty lat 60-tych XX wieku. Chociażby te z hotlańskiej gospody czy strażackiej zabawy w Bobrowicach. No i w końcu objazdowa biblioteka ze swoja statystyką i dbałością o społeczny przekrój czytelniczy, gdzie nie mogło zabraknąć także sezonowych robotników.

Wszystko to razem sprawia, że „Siekierezada” nie starzeje się i czyta się ją przysłowiowym jednym tchem. Jednak wspomnienie o tej książce i jej autorze stało się dla tylko pretekstem do przywołania inne jeszcze sprawy,  może jeszcze ważniejszej.

Przede wszystkim zaimponowała mi determinacja z jaką lokalne środowisko upomniało się o Stachurę, a dokładniej o pamięć o nim i związek jego najsłynniejszej powieści z Grochowicami. Nie chodzi tylko o tablicę upamiętniającą pobyt pisarza.

Od  wczesnych lat osiemdziesiątych w Grochowicach ma miejsce niezwykle klimatyczne przedsięwzięcie artystyczne zwane Stachuriadą. Na trzydniowe spotkania z poezją, piosenkami i innymi formami sztuki przyjeżdżają tu znani i mniej znani artyści scen polskich. Wystarczy wymienić Wolną Grupę Bukowina,  Annę Chodakowską, Antoninę Krzysztoń czy zespół Raz Dwa Trzy. W roku 2011 koncertowała Renata Przemek, gościł Piotr Machalica, a nowosolski Teatr „Terminus A Quo” prowadził swoje warsztaty. Pojawiają się znawcy i wielbiciele twórczości Stachury z całego, którzy chcą lepiej zrozumieć klimaty miejsca, gdzie narodziła się Siekierezada.

Przede wszystkim jednak impreza przyciąga młodych ludzi z najbliższej okolicy. Mają oni niezwykłą okazję do poznania ważnego faktu z historii swojego regionu. Jednocześnie pozwala im to uwierzyć, że nie ma na mapie miejsc byle jakich, a to gdzie się urodzili i gdzie mieszkają też okazuje się ważne, atrakcyjne, inspirujące. W końcu zaś zagubiona wśród lasów wioska może się stać powodem dumy.

Mniej ważne czy Grochowicka Stachuriada powstała i istnieje bardziej dzięki inicjatywie grupy entuzjastów czy bardziej dzięki zrozumieniu i hojności władz Gminy Kotla. Zapewne szczęśliwym zbiegiem okoliczności zadziałało jedno i drugie. Nic tylko przyklasnąć.

I tylko ostatni żyjący jeszcze świadkowie pobytu Edwarda Stachury mają mu trochę za złe, że za wiele szczegółów w swojej książce najzwyczajniej poprzekręcał. Dla przykładu to, że wichura, która powaliła tysiące drzew była później niż wynikałoby to z fabuły powieści. Ja także mam wątpliwości, czy faktycznie Janek Pradera mógł zimową porą wsłuchiwać się w głosy zazuli. 

Chociaż, kiedy mroźna zima zawładnie bez reszty Puszczą Tarnowską i grochowickie lasy opanuje dzwoniąca w uszach cisza, zdarza się wędrowcowi słyszeć gdzieś w oddali różne tajemnicze dźwięki i jakieś trudno zrozumiałe głosy. Wystarczy tylko przystanąć i przymknąć oczy. Może i autorowi „Siekierezady” w takiej właśnie sytuacji akurat przydarzyło usłyszeć właśnie zazulę?

Jan WOJTASIK

Miejsce pierwszej publikacji:

Kwartalnik „Merkuriusz Regionalny”

Data pierwszej publikacji: jesień 2012

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *