Refleksje na tle lektury książki pt. „Postępy w naukach sądowych”
Refleksje na tle lektury książki pt. „Postępy w naukach sądowych”
Streszczenie
Autor wskazuje najważniejsze, najbardziej ciekawe i wartościowe przemyślenia, m.in. „kto nie chce zostać w tyle, musi nadążać za rozwojem”. Dotyczy to nauk sądowych jako systemów uporządkowanej wiedzy i tych przedstawicieli, którzy nauki te stosują w praktyce, ścigając sprawców przestępstw oraz uczestnicząc w wymierzaniu im sprawiedliwości. Prezentując prace znanych i cenionych Autorów, nie ogranicza się do warstwy informacyjnej, lecz analizuje ich myśli, wskazując na zagadnienia najbardziej przydatne na drodze do zawodu prawnika (prokuratora).
Już sama okładka intryguje i zaciekawia ilustracją znakomicie oddającą przesłanie książki. Widnieją na niej dwa urządzenia do wykrywania arsenu: skonstruowany w 1836 roku aparat Marsha oraz współcześnie wykorzystywany do tego celu spektrometr do absorpcji atomowej z techniką elektrotermicznej atomizacji (ETAAS) i techniką wodorków (HGAAS). Przestrzeń czasową między tymi wynalazkami wypełniona jest mnogością rozwiązań technicznych i metod, z których ogromna większość stanowiła mniejszy lub większy krok na drodze postępu w chemii analitycznej. Podobną ewolucję przebyły inne dziedziny dyscyplin składającej się na współcześnie rozumiane nauki sądowe.
O tej właśnie drodze ciekawie piszą Autorzy poszczególnych rozdziałów, referując ze swojego punktu widzenia to, co było istotne w uprawianych przez nich dyscyplinach na przestrzeni czasu, i to, co jest najważniejsze dzisiaj. Wyrażają w ten sposób oczywiste, ale ważne przesłanie – kto nie chce zostać w tyle, musi nadążać za rozwojem. Dotyczy to nauk sądowych jako systemów uporządkowanej wiedzy i tych przedstawicieli praktyki, którzy nauki te stosują w praktyce, ścigając sprawców przestępstw oraz uczestnicząc w wymierzaniu im sprawiedliwości.
Omawiana monografia wydana została w czasie szczególnym. Było to osiemdziesięciolecie utworzenia Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Prof. dra Jana Sehna. Zrządzeniem losu, w tym samym jubileuszowym roku zmarł wybitny dyrektor tego Instytutu Aleksander Grzegorz Głazek. To jego niezrównanej inwencji i talentom organizacyjnym IES zawdzięcza swą wyjątkową pozycję wśród polskich placówek naukowo-badawczych oraz znaczące miejsce w Europie. Tytuł omawianej monografii wyjątkowo dobrze współbrzmi z życiowym credoDyrektora Głazka, który nie pozostawał obojętnym wobec żadnej nowej metody badawczej, jeżeli tylko mieściła się w profilu kierowanej przez niego placówki.
Niniejsze omówienie nie pretenduje do całościowej analizy każdego z zawartych w monografii artykułów. Jego cel ogranicza się do wskazania potencjalnemu Czytelnikowi najważniejszych, najbardziej ciekawych i wartościowych poznawczo przemyśleń, w nadziei, że staną się one inspiracją do bezpośredniego zapoznania się z jej zawartością. Oczywiście jest to wybór nie pozbawiony pewnej dozy subiektywizmu, który w tego rodzaju omówieniach jest zapewne nie do uniknięcia.
Zbiór rozpoczyna się miniesejem prof. Władysława Nasiłowskiego ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach pod intrygującym zapytaniem „Medycyna sądowa – nauka czy wiedza stosowana?”. Autor stawia w nim m.in. pytanie o miejsce medycyny sądowej wśród innych nauk i w ślad za Kazimierzem Jaegermannem lokuje je w podsystemie nauk prawnych. Nie ukrywam, że także i dla mnie jest to myśl bardzo bliska.
Inna, ważna konstatacja prof. Nasiłowskiego sygnalizuje przeniesienie centralnego obszaru zainteresowania medycyny sądowej z dominującej do niedawna problematyki badań sekcyjnych i posekcyjnych oraz opiniodawstwa na zagadnienia biochemii, nauk czynnościowych, diagnostyki biomolekularnej i obrazowej oraz genetyki. Uwadze Autora nie uszedł też znaczący postęp toksykologii jako kolejny wyznacznik rozwoju medycyny sądowej. Stawia on także pytanie o skutki postępującej dezintegracji i usamodzielniania się poszczególnych specjalności badawczych. Przede wszystkim jednak uwagę Autora przykuwa obawa o konsekwencje braku wystarczającego porozumienia na linii prawnicy – medycy sądowi, wynikającego z niedostatku kompetencji po obu stronach oraz obawa o skutki coraz bardziej pogłębiającego się kryzysu medycyny sądowej, spychanej do roli „dziecka niepożądanego” zarówno przez prawo, jak i ochronę zdrowia.
Nie ma wątpliwości, że w tej ostatniej kwestii faktycznie potrzebne są odważne decyzje organizacyjne. W moim przekonaniu, Zakłady Medycyny Sądowej powinny znaleźć swoje miejsce w strukturach Ministerstwa Sprawiedliwości na zasadach analogicznych jak IES. Przemawia za tym przede wszystkim cel, dla którego są powołane – świadczenia na rzecz wymiaru sprawiedliwości, i racje wynikające z zasad finansowania[1].
Autorem kolejnej publikacji jest Lech K. Paprzycki, wybitny sędzia i zarazem naukowiec, który zajął się próbą wyznaczenia granic kompetencji organu procesowego oraz biegłego. W jego wywodach zaciekawia przede wszystkim sposób rozumienia terminu „wiadomości specjalne”. Jest to termin kluczowy dla rozwikłania problemu postawionego w tytule opracowania. Dla L. K. Paprzyckiego granicę wiadomości specjalnych wyznacza nie tyle wiedza, jaką dysponuje osoba o średnim wykształceniu ogólnym, co poziom wiedzy uzyskiwanej przez absolwenta wyższych studiów prawniczych, wzbogacony jeszcze przez system kształcenia podyplomowego i samokształcenie. Do tego odważnego stwierdzenia należałoby jeszcze dodać, że granica ta powinna być wyznaczana także przez wiedzę zdobywaną w wyniku szkolenia zawodowego, w tym zwłaszcza podczas aplikacji oraz kształcenia ustawicznego. Jest to przecież zasób niebagatelny i stale poszerzany. Według wybitnego genetyka sądowego prof. Tomasza Grzybowskiego, środowisko prokuratorskie tradycyjnie nie tylko przypisuje duże znaczenie wszelkim bieżącym aplikacjom nauki dla potrzeb praktyki dochodzeniowo-śledczej, ale też bardzo uważnie obserwuje postępy w badaniach podstawowych, które dopiero w przyszłości mają szansę zaowocować wypracowaniem nowych metod przydatnych w praktyce[2]. Nie od rzeczy byłoby przy tym wspomnieć o kryminalistycznym czy medyczno-sądowym kształceniu aplikantów prokuratorskich[3]. Odpowiedni poziom wiedzy z tego zakresu, podobnie zresztą jak wiedzy z zakresu psychiatrii i psychologii sądowej, jest warunkiem pozytywnej oceny na egzaminie prokuratorskim.
Nie do końca natomiast wypadnie zgodzić się z twierdzeniem Autora, że zawodowe przygotowanie prawnika ograniczone jest do pozyskania wiedzy o naukach sądowych, a nie wiedzy w zakresie tych dziedzin. Wszak np. naukowa kryminalistyka to nie tylko technika kryminalistyczna, ale także kryminalistyczna taktyka. Tej ostatniej uczą się aplikanci, a zwłaszcza asesorzy prokuratorscy podczas pracy na miejscu zdarzeń, podczas przesłuchiwania świadków i podejrzanych, przy opracowywaniu planów śledztwa czy postanowień o zasięgnięciu opinii. Tę wiedzę stosują później w praktycznej codziennej prokuratorskiej działalności zawodowej, często twórczo ją rozwijając. W moim przekonaniu bez wątpienia jest to wiedza „z zakresu”, a nie tylko wiedza „o”. Nie inaczej jest też z całym sporym przecież obszarem psychologii śledczej. Inna sprawa to indywidualny już dla każdego prokuratora poziom zawodowych aspiracji oraz niedoskonały system wyznaczania zadań i oceniania pracy prokuratorów.
W pełni wypadnie natomiast podzielić pogląd L. K. Paprzyckiego o kompetencjach organu procesowego do podjęcia samodzielnej i trafnej decyzji o dopuszczeniu dowodu z opinii biegłego i oceny tej opinii zgodnie z zasadami wyznaczonymi przez przepis art. 7 k.p.k., a więc zgodnie z zasadami prawidłowego rozumowania, wskazaniami wiedzy i doświadczenia życiowego.
Dalsza część wywodów poświęcona jest wybranym rodzajom opinii: psychiatrycznej i psychologicznej oraz opinii z zakresu ruchu drogowego. Odniesienie się do szeregu stawianych przez Autora, także tych nie do końca przekonujących, wychodziłoby poza formułę tej publikacji. Na niektóre myśli warto zwrócić jednak uwagę. Potrzebę wykorzystania specjalistycznej wiedzy lekarzy psychiatrów oraz psychologów L. K. Paprzycki widzi szeroko. Generalnie taki sposób widzenia zasługuje na akceptację. Dotyczy to zwłaszcza udziału psychologów w opiniowaniu o poczytalności. Wiele inspirujących myśli dostarczają też uwagi o celowości włączenia do procesu opiniowania specjalistów z zakresu neurologii. Jednak nie wszystkie twierdzenia dają się bez reszty podzielić. Krytycznie oceniam np. pogląd o dopuszczalności zapytania w trybie k.p.k., czy w konkretnym przypadku wątpliwość co do poczytalności w ogóle zachodzi. Po pierwsze, w zdecydowanej większości badanych zdarzeń problem powinien zostać dostrzeżony i oceniony przez sam organ procesowy. Wszak Autor w innym miejscu (s. 22) sam o tym przekonująco pisze. Po drugie, margines niepewności wykraczający poza wspomnianą większość powinna w moim przekonaniu zredukować instytucja konsultacji[4].
I może jeszcze jedna uwaga. Przesadne wydają się wnioski Autora omawianego artykułu o kompetencyjnej wyłączności psychologów do oceny zdolności rozumienia znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem. Nie negując w niczym wartości opinii psychologicznej jako elementu wspierającego proces wnioskowania w przedmiocie stanu zdrowia psychicznego, pozostaję jednak przy przekonaniu, że w przypadku chorób psychicznych, zwłaszcza takich, jak: schizofrenia czy cyklofrenia, kompetencje psychiatrów nie są do zastąpienia.
Odnosząc się do opinii z zakresu ruchu drogowego L. K. Paprzycki dochodzi do słusznego i dobrze udokumentowanego wniosku, że obowiązkiem organu procesowego jest każdorazowe zainteresowanie się nawet najbardziej specjalistyczną metodą badawczą zastosowaną przez biegłego i dokonanie jej oceny według kryteriów art. 7 k.p.k., o czym było wcześniej. Postulat ten należy wesprzeć z całą mocą.
Autorem kolejnego artykułu poświęconego relacjom organ procesowy – biegły jest Jerzy Biederman, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Na wstępie przypomniał on kapitalną także z punktu widzenia celów tej publikacji myśl patrona Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Prof. dra Jana Sehna o potrzebie wykorzystywania przez organy wymiaru sprawiedliwości zdobyczy techniki i taktyki kryminalistycznej. Prok. J. Biederman rozwija tę myśl, podkreślając, że na obraz współczesnej przestępczości, poza zachowaniami prymitywnymi, składają się działania zaplanowane, perfekcyjnie zakamuflowane, pretendujące do miana zbrodni doskonałych, nierzadko ukryte w zbiorze ciemnej liczby. Reakcją na wzrost przestępczości, wyrafinowane sposoby popełniania przestępstw, a także stosowane przez sprawców zabiegi maskujące – zdaniem J. Biedermanna – jest szerokie wykorzystywanie osiągnięć współczesnej nauki oraz techniki w zapobieganiu i zwalczaniu tego niepożądanego zjawiska.
Sporo racji zawartych jest w uwadze Autora, że można to uczynić wyłącznie przy pomocy biegłych. Jednak lektura omawianego tekstu skłania do bardziej pogłębionych refleksji. Autor słusznie przestrzega przed fetyszyzacją opinii biegłego, przed bezkrytycznym godzeniem się z użyciem nieadekwatnych metod poznawczych i przyjmowaniem nietrafnych wniosków. Przestrzega także przed zarządzaniem ekspertyz zupełnie zbędnych oraz stawianiem retorycznych pytań w rodzaju, czy narzędziem zbrodni mógł być nóż wydobyty przez lekarza z ciała pokrzywdzonej w sytuacji, gdy przebieg zdarzenia widzieli świadkowie, sprawcę ujęto natychmiast po czynie i w żadnym momencie śledztwa nie kwestionował on swego sprawstwa. Inna z ważnych przestróg przypomina, że od biegłego wolno i należy oczekiwać specjalistycznych informacji niezbędnych do rozstrzygnięcia sprawy, ale nie należy oczekiwać wydania takiego rozstrzygnięcia przez biegłego.
Prok. Biederman celnie przy tym zauważa, że opiniowanie zaczyna się znacznie wcześniej niż w momencie wydania opinii o powołaniu biegłego. Jego zdaniem jakość oględzin miejsca zdarzenia wyznacza możliwości opiniowania kryminalistycznego, a jakość przesłuchania świadka ma istotny wpływ na wnioski opinii psychologiczno-sądowej o samym świadku i wartości jego relacji.
Na szczególną uwagę zasługują uwagi Autora o współpracy organu procesowego z biegłymi, w tym zwłaszcza konsultacji na etapie poprzedzającym wydanie postanowienia o powołaniu biegłego. Zaciekawiają przykłady rozwiązań zagranicznych o konferencyjnych metodach przeprowadzania takich konsultacji[5]. Nie do końca natomiast przekonuje zdecydowanie krytyczna ocena praktyki korzystania z opinii wydawanych przez podmioty prywatne. Na rzecz tych opiniodawców pracują nie tylko samozwańczy specjaliści o wątpliwym warsztacie eksperckim. Często są to fachowcy z powołania, w przeszłości nierzadko eksperci z laboratoriów policyjnych. Zasady gospodarki rynkowej coraz bardziej zdecydowanie wkraczają także na salę sądową i stawianie barier formalnych odwołujących się do samego tylko statusu prawnego podmiotu opiniującego już dzisiaj nie wystarczy.
Należy natomiast zgodzić się z poglądem, że kierowanie się wyłącznie ceną opinii, jako przesłanką decyzji o wyborze biegłego jest przejawem patologii rozstrzygania. Zawsze bowiem w pierwszej kolejności decydować powinny kryteria jakości „produktu” w postaci opinii, a dopiero przy porównywalnej jakości wskazanie zleceniobiorcy powinno wynikać z niższej jego ceny. Warto przy tej okazji odnotować, że Komendant Główny Policji wprost zobligował policjantów do kierowania się kryterium cenowym przy powoływaniu biegłych[6].
Pamiętajmy przy tym, że błędy w opiniowaniu zdarzają się nawet najbardziej renomowanym specjalistom. T. Widła celnie stwierdził, że nie ma metod doskonałych ani nieomylnych ekspertów. Są tylko metody, które dla rozwiązania danego problemu są lepsze, i biegli, którzy mylą się rzadziej niż inni. Ryzyko niezawinionej pomyłki istnieje więc zawsze, a błąd towarzyszy biegłemu, jak przysłowiowy cień[7].
O zmienności poglądów na temat tytułu kompetencyjnego do wydawania opinii na rzecz wymiaru sprawiedliwości wymownie świadczą fakty przywołane przez Erazma Barana w przyczynku poświęconym historii związków Polskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Kryminologii z Instytutem Ekspertyz Sądowych. Dość wskazać za Autorem, że pierwotnie niechętny stosunek medyków sądowych do przeprowadzanych w IES badań z zakresu toksykologii kryminalnej w miarę upływu czasu ulegał wyraźnej metamorfozie. Stało się tak przede wszystkim dzięki temu, że interesy środowiskowe podporządkowane zostały względom merytorycznym. Doceniono wartość badań przeprowadzanych w Instytucie oraz znaczenie dorobku naukowego pracowników Instytutu. Znamienny przykład takiego podejścia stanowi recenzja pracy habilitacyjnej dra B. Popielskiego sporządzona przez prof. L. Wachholza. Inne formy, nawiązującej się jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej, współpracy instytucjonalnej polegały na wprowadzeniu do władz PTMSiK przedstawicieli IES, a wcześniej zapraszaniu ich do wygłaszania referatów na naukowych posiedzeniach medyków sądowych. Współdziałanie instytucjonalne i merytoryczne medyków sądowych z pracownikami Instytutu, zwłaszcza w zakresie toksykologii sądowej i wypadków drogowych, to odrębny i bardzo zajmujący podczas lektury rozdział.
O misji edukacyjnej Instytutu Ekspertyz Sądowych w kolejnym eseju napisał prof. Józef Wójcikiewicz, w przeszłości jego wieloletni wicedyrektor ds. naukowych. To ważny artykuł, albowiem pominięcie tego aspektu działalności Instytutu byłoby niedopuszczalnym spłyceniem całości dorobku tej placówki. W istocie bowiem skala podejmowanych działań edukacyjnych i mnogość ich form sprawiają, że realizacja tej misji w ubiegłym dwudziestoleciu jest nieporównywalna z jakąkolwiek inną instytucjonalną aktywnością szkoleniową w szeroko rozumianym wymiarze sprawiedliwości[8].
Przegląd współczesnych obszarów zainteresowania psychologii sądowej znajdujemy w opracowaniu przygotowanym przez J. K. Gierowskiego i T. Jaśkiewicz-Obydzińską. Autorzy dostrzegają wyraźną ewolucję sposobu definiowania przedmiotu psychologii sądowej. Jest to prosta konsekwencja coraz szerszego wykorzystywania wiedzy psychologicznej do realizacji zadań powierzonych organom ochrony prawnej. Do klasycznych i powszechnie znanych ekspertyz psychologicznych opracowywanych na różnych etapach postępowania sądowego dochodzi obecnie działalność legislacyjna oraz „polityka i prewencja prawna”. W przyszłości będzie to zapewne, nieobecne jeszcze w Polsce, monitorowanie ryzyka przemocy kryminalnej czy nawet zarządzanie tym ryzykiem.
Omawiając klasyczne zastosowania psychologii sądowej, Autorzy raz po raz raczą Czytelnika ciekawymi uwagami o charakterze bardziej ogólnym lub przeciwnie – intrygującymi szczegółami. Dzięki temu możemy sobie łatwiej np. uświadomić, że w ostatnich latach: znacznie i systematycznie rośnie liczba przestępstw dokonywanych przez nieletnich, dolna granica wieku tej kategorii sprawców cały czas się obniża, odsetek dziewcząt naruszających porządek prawny zwiększa się i jednocześnie nieletni popełniają coraz więcej przestępstw brutalnych. Warto dodać, że jest to tendencja o charakterze uniwersalnym, obserwowana zarówno w krajach bogatych, jak i biednych.
Wzmiankowane już wcześniej szacowanie ryzyka przemocy kryminalnej coraz bardziej przenosi obszar swego zainteresowania badawczego z osoby potencjalnego sprawcy, a więc historii jego życia czy danych klinicznych, na dynamiczne i podlegające zmianom przyszłe uwarunkowania i okoliczności środowiskowe, społeczne i sytuacyjne. J. K. Gierowski i T. Jaśkiewicz-Obydzińska nie pominęli też problemów trudnych i ciągle dyskutowanych, jak np. jakość ekspertyzy psychologicznej czy granice wykorzystania testowych metod projekcyjnych.
Niezwykle bogata, a przy tym pasjonująca jest historia badań antropologicznych. Andrzej Czubak, ekspert Pracowni Daktyloskopii i Antropologii Sądowej IES, początków tej dziedziny wiedzy doszukał się już w czasach Arystotelesa, przypomniał koncepcję „przestępcy urodzonego” C. Lombroso – twórcy antropologii kryminalnej, a zakończył uwagami o najnowocześniejszych pomiarowych metodach badawczych współczesnej antropologii – ultrasonografii, rezonansie czy tomografii komputerowej. Niezwykle inspirujące są uwagi o potrzebie współpracy antropologów z innymi przedstawicielami nauk sądowych, w tym medykami sądowymi czy znawcami botaniki oraz entomologii.
Nie trzeba dodawać, że współczesny warsztat pracy antropologa nie jest do pomyślenia bez odpowiedniego sprzętu pomiarowego, graficznego oprogramowania i komputera. Dość wskazać, że obecnie pracownia IES takim sprzętem dysponuje. Posiada też własny dorobek badawczy, w tym niezwykle ważne badania stanu zachowania kości pozostawionych na powierzchni oraz zakopanych w trzech różnych podłożach, tj. piasku, ziemi leśnej i ziemi ogrodowej. Z uwagi na potrzeby praktyki śledczej warto zachęcać do kontynuacji tych prac. Panujące generalnie w świecie nauki zastrzeżenia co do możliwości ustalania czasu śmierci człowieka na podstawie późnych zmian gnilnych być może straciłyby wówczas na znaczeniu[9]. Niestety, dotychczasowe wyniki badań nie dają jeszcze podstaw do wyprowadzania miarodajnych wniosków co do oceny procesu zmian kostnych w krótkim okresie.
Konkluzja wywodów Andrzeja Czubaka jest generalnie optymistyczna. W antropologii pomiarowej „już prawie każda kość organizmu ludzkiego posiada przypisane cechy diagnostyczne płci, wielu lub postury”. Zanotowano postęp przy określaniu płci i wieku noworodków. Trwają próby poprawy efektywności badań rozdrobnionego materiału kostnego po jego spaleniu lub zmieleniu. To ważny sygnał dla każdego prokuratora czy funkcjonariusza organu śledczego stojącego wobec problemu przełamania bariery poznania wynikającej ze szczupłości dostępnego materiału.
W konstrukt prezentowanej książki znakomicie wpisuje się artykuł autorskiej spółki Tomasza Kupca i Wojciecha Branickiego z Pracowni Genetyki Sądowej IES poświęcony identyfikacyjnym badaniom śladów biologicznych. Autorzy zajmująco rysują historię tych badań, koncentrując swoją uwagę – co zapewne zrozumiałe – na badaniach śladów krwi. Rys historyczny dotyczy przede wszystkim badań serologicznych. Pierwszym kamieniem milowym na drodze rozwoju tych badań było opracowanie ponad już 150 lat temu metody różnicowania krwi od innych przypominających ją wyglądem substancji. Kolejny to możliwość odróżnienia krwi ludzkiej od krwi zwierzęcej. Następne polegały na znajdowaniu coraz bardziej dyskryminacyjnych sposobów ustalania grup i układów grupowych krwi. Dobrze się stało, że przypomniano przy tej okazji polski wkład w dziedzinie światowej serologii, czyli takie nazwiska, jak: L. K. Tejchman, L. Hirszfeld czy B. Popielski.
Współczesne badania śladów biologicznych wyznaczone są możliwościami, jakie daje analiza DNA. Największą praktycznie zaletą takiej analizy jest identyfikacja indywidualna osobnika, od którego ślad pochodzi. Kolejno wprowadzane techniki badawcze sprawiają, że czas wykonania ekspertyzy staje się coraz krótszy, zmniejsza się ilość materiału koniecznego do uzyskania miarodajnych wyników, a jego degradacja biologiczna staje się coraz mniejszym problemem. Eksperci mają obecnie do dyspozycji techniki pozwalające na nieograniczone wręcz kopiowanie zabezpieczonych cząsteczek śladu czy różnicowanie mieszanin DNA pochodzących od różnych osób. Wszystko to sprawia, że powstały warunki do budowania narodowych baz profili genetycznych, a nawet stworzenia przez genetyków sądowych dostępnej w Internecie międzynarodowej populacyjnej bazy takich profili. Celnie chyba T. Kupiec i W. Branicki uznali tę bazę za „niezwykle użyteczne narzędzie kryminalistyczne”.
Genetyka kryminalistyczna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Coraz częściej przedmiotem badań jest DNA innego pochodzenia niż ludzkie, w tym roślinnego. Może się to okazać ważne w sprawach takich, jak: kradzieże drzewa, zatrucia grzybami czy zabójstwa z użyciem broni biologicznej. Niektóre źródła wskazują na możliwość profilowania owadów żerujących na zwłokach, co wydatnie ułatwia entomologom ustalenie czasu zgonu[10]. Trwają badania mające na celu znalezienie możliwości identyfikacji źródła materiału biologicznego, czyli np. różnicowania krwi naczyniowej od miesiączkowej, nasienia od śliny itp. Kolejnym wyzwaniem staje się znalezienie markerów DNA pozwalających na określenie niektórych cech fizycznych osoby, która na miejscu zdarzenia pozostawiła ślad biologiczny[11]. Mogłoby to dotyczyć np. koloru włosów czy oczu. Jeszcze dalsze perspektywy rozwojowe związane są z poszukiwaniem genów wskazujących na cechy psychiczne takich osób.
Trudno odmówić przezorności powtarzanemu niekiedy stwierdzeniu, że znaczenia żadnej metody identyfikacji nie należy absolutyzować, a DNA jest tylko jedną z kolejnych metod identyfikacji człowieka i nie tylko człowieka. Jednak w kontekście przytoczonych tu obszarów stosowania tej metody i zarysowanych kierunków przyszłych badań, profilowanie genetyczne nie tylko zasługuje na miano metody rewolucyjnej, ale zarazem też metody niezwykle perspektywicznej.
Problemom klasycznej kryminalistyki, a więc daktyloskopii oraz innym badaniom identyfikacyjnym poświęcony został artykuł Ireny Białek z Pracowni Daktyloskopii i Antropologii Sądowej IES. W części historycznej Autorka przypomniała nazwisko Ivana Vuceticha i wiodącą rolę państw Ameryki Południowej, w tym zwłaszcza Argentyny, we wdrażaniu systemu identyfikacji daktyloskopijnej. Warto o tym wspomnieć, gdyż pionierzy metody daktyloskopijnej zmagali się z oporem mentalnym zwolenników metody pomiarowej, zwłaszcza samego A. Bertilliona. Być może dlatego daktyloskopia w pierwszym etapie rozwijała się bardziej dynamicznie poza tradycyjnymi ośrodkami myśli kryminalistycznej, zwłaszcza poza Europą. Dlatego mniej zorientowanych Czytelników może zaskoczyć kalendarium „zwycięstw” daktyloskopii: 1894 – Argentyna i po niej inne kraje Ameryki Łacińskiej, 1900 – Scotland Yard, 1907 – ziemie polskie[12].
Kolejne uwagi Autorki traktują o dalszych etapach rozwoju daktyloskopii oraz innych niż identyfikacja osób kierunkach badawczych tej dyscypliny naukowej. Możemy więc dowiedzieć się o poszukiwaniach coraz to nowych metod wizualizacyjnych śladów daktyloskopijnych w zależności od charakteru śladu i rodzaju podłoża. Przegląd tych metod upoważnia do wniosku, że żadna z metod nie ma charakteru uniwersalnego. Skuteczna w jednej sytuacji, w innej może okazać się zupełnie nieefektywna. Sztuka prowadzenia śledztwa polega m.in. na optymalnym doborze metod i środków technicznych do ujawniania, zabezpieczania, przechowywania i badania śladów. Metodami takimi należy posługiwać się celowo, dobierając środki skuteczne, ale jednocześnie najtańsze z dostępnych.
Praca technika czy eksperta na miejscu zdarzenia tylko laikowi kojarzy się wyłącznie z pędzlem i argentoratem. Profesjonalista odróżnia podłoża chłonne od niechłonnych, gładkie od chropowatych, a wartościowe od standardowych i nie wymagających szczególnego traktowania z uwagi na względy historyczne czy inne ważne przesłanki. Podobnie patrzeć należy na charakter samego śladu, umiejętnie różnicując ślady pochodzenia potowego od tłuszczowego, potowo-tłuszczowego czy krwawego. Oczywiście do tego potrzebna jest i wiedza teoretyczna, i doświadczenie praktyki zarówno służb techniki kryminalistycznej, jak i osób nadzorujących ich pracę. Warto tu wspomnieć o opracowanych na początku lat 90. ubiegłego wieku w IES ilustrowanych, kolorowych tabelach obrazujących zastosowanie różnych środków technicznych do zabezpieczania śladów na miejscu zdarzenia. Rozpowszechniane wśród asesorów i młodych prokuratorów egzemplarze „Krótkiej instrukcji zabezpieczania i pakowania dowodów rzeczowych” inspirowały do dyskusji i poszukiwań, a także korygowania odpowiednich zamówień u dystrybutorów materiałów[13].
Dobrze się też stało, że w artykule I. Białek zwrócono uwagę na kwestie bezpiecznych warunków pracy i poszukiwaniu bardziej bezpiecznych materiałów do pracy na miejscu zdarzenia i w laboratoriach. Problem ten rzadko niestety podnoszony jest w publikacjach kryminalistycznych i chyba mało znany. Inspirujące zarówno dla początkujących, jak i bardziej już doświadczonych pracowników organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości są uwagi Autorki o sposobie podchodzenia w IES do problemu podłoża „trudnego” w sytuacji braku możliwości zastosowania metod standardowych. Rozwiązaniem w takich sytuacjach jest szczególna postać eksperymentu rzeczoznawczego – poszukiwanie na innych, odpowiednio dobranych podłożach skutecznej metody wizualizacyjnej.
Kolejna, ostatnia już część wywodów I. Białek poświęcona została kwestiom identyfikacji osób na podstawie portretów pamięciowych, zdjęć fotograficznych i zapisu wideo. W pierwszym przypadku przedmiotem badania jest ocena stopnia podobieństwa między twarzą osoby a wyobrażającym ją portretem pamięciowym opracowanym na podstawie zeznań świadka.
W przypadku zdjęć fotograficznych przedmiotem analizy jest najczęściej ocena podobieństwa wizerunku twarzy utrwalonej na fotografii z wizerunkiem osoby, która jest typowana jako sfotografowany na miejscu zdarzenia sprawca przestępstwa. W grupie tej mieszczą się też badania wizerunków wykonanych przy pomocy tzw. fotopułapek oraz w systemie tzw. telewizji dozorowej CCTV w obiektach użyteczności publicznej[14]. Z praktyki wiadomo, że obrazy utrwalone takimi technikami zwykle mają niską rozdzielczość, są rozmyte i po prostu mało czytelne. Dotyczy to zarówno fotografii i filmów wideo sporządzonych technikami analogowymi, jak i cyfrowymi. Pewną pomocą w pracy ekspertów są odpowiednie programy poprawiające jakość obrazu, np. Video Fokus.
W każdej z opisanych tu sytuacji podstawą opiniowania jest opracowana w IES odpowiednia sześciopunktowa skala o sprecyzowanych kryteriach. Warto podkreślić, że skala ta uwzględnia możliwość nawet kategorycznego wnioskowania o tożsamości osoby utrwalonej na materiale dowodowym i porównawczym. Dotyczy to w jednakowym stopniu opinii pozytywnych i negatywnych, czyli wykluczających tożsamość. Przyjęty system opiniowania zasługuje na szczególną uwagę, gdyż większość kryminalistyków jest przekonana, że kategoryczne wnioski możliwe są jedynie w przypadku wykluczenia tożsamości.
Oryginalną metodą wspomagającą badania porównawcze wizerunków, a także ustalenia wartości diagnostycznej okazania jest w IES przeprowadzanie doświadczenia z osobami przybranymi do statystycznej oceny stopnia podobieństwa ludzi. Celem tego przedsięwzięcia jest przede wszystkim ustalenie, czy podejrzany może być oceniony jako osoba najbardziej podobna do wizerunku na okazanym portrecie fotograficznym lub pamięciowym i na jakim poziomie istotności. W przypadku okazania możliwe jest tą drogą ustalenie, czy i na ile podejrzany różni się od osób przybranych, a tym samym – czy okazanie było przeprowadzone prawidłowo. Wiedzę o tej metodzie warto rekomendować, gdyż może okazać się przydatna przy rozstrzyganiu niektórych problemów dowodowych i decyzyjnych w trudnym śledztwie.
Kolejnym, niezwykle aktualnym zagadnieniem zajęła się Agata Trawińska, omawiając tematykę analizy mowy i nagrań. Dobrze, że Autorka przypomniała podstawowe pojęcia charakterystyczne dla ekspertyzy tego rodzaju. Powtórzmy więc za nią, że np. analogowe nagranie autentyczne to takie, które jest zapisem jednocześnie oryginalnym i ciągłym. Odtwarza więc ono pełny przebieg utrwalonego zdarzenia wraz z towarzyszącym mu kontekstem sytuacyjnym. Nagranie oryginalne, ale przerywane z przyczyn technicznych lub jakiegokolwiek innego powodu nie jest więc nagraniem autentycznym. Podobnie, kopia nagrania nie posiada przymiotu autentyczności, a więc trzeba pamiętać, że nie ma „kopii autentycznej”. Z kolei, nie należy oczekiwać od biegłego potwierdzenia autentyczności utrwalonej rozmowy w przypadku użycia do nagrywania „trybu rejestracji aktywowanego poziomem sygnału akustycznego”. Warto też przypomnieć, że podkreślone tu podejście porządkująco-terminologiczne nie ma wyłącznie charakteru formalnego. Stoją bowiem za nim doświadczenia eksperckiej praktyki, jak np. wykorzystanie kopiowania do maskowania śladów montażu przez zwiększenie poziomu szumów.
Nieco inaczej zdefiniowano pojęcie autentyczności nagrania cyfrowego. Zapis cyfrowy ze swej natury pozbawiony jest przymiotu ciągłości. W tym przypadku – w ślad za rekomendacją Stowarzyszenia Inżynierów Dźwięku – za autentyczne uważa się nagranie „powstałe równocześnie z trwaniem rejestrowanego zdarzenia akustycznego zawierające w sposób pełny i kompletny, w granicach możliwości technicznych urządzenia rejestrującego, jego przebieg”. Nagranie takie musi być przy tym wolne od niewyjaśnialnych zakłóceń, zmian, dodań, usunięć lub montażu sygnału. Wypracowane w ostatnim dziesięcioleciu metody badawcze, w tym zwłaszcza analiza zmienności tzw. przydźwięku sieciowego, pozwalają obecnie w wielu przypadkach ustalić także autentyczność nagrania cyfrowego. Niestety nie jest to jeszcze regułą.
Kolejne fragmenty publikacji A. Trawińskiej przybliżają Czytelnikowi trudną i wieloaspektową materię odtwarzania i spisywania treści nagrania, identyfikacji rozmówców oraz okazania mowy. Także badania stanu emocjonalnego mówcy czy zagadnień profilowania psychologicznego. Ramy i konwencja tego opracowania nie pozwalają oczywiście na szersze odniesienie się do przytaczanych tez. Tym bardziej więc warto zachęcić Czytelników do lektury całego tekstu.
Teoretyczne i praktyczne aspekty udziału biegłych w sprawach o wypadki drogowe stanowią przedmiot artykułu Ryszarda A. Stefańskiego z Wyższej Szkoły Handlu i Prawa w Warszawie. Nie trzeba dodawać, że problematyka ta z uwagi na powszechność zdarzeń w ruchu drogowym oraz trudności w wypracowaniu racjonalnych zasad stawiania biegłym zadań i interpretowaniu opinii ciągle zasługuje na wnikliwą uwagę. Jakkolwiek więc konstrukt publikacji nie do końca przystaje do konwencji charakterystycznej dla całości omawianej książki, tekstu R. A. Stefańskiego – w przeszłości cenionego prokuratora i znakomitego znawcy zagadnienia – nie da się przeczytać bezrefleksyjnie.
Wśród uwag de lege lata oraz de lege ferenda dotyczących kwalifikacji biegłych uwagę zwraca postulat posiadania przez potencjalnego biegłego, poza innymi merytorycznymi i formalnymi przymiotami, certyfikatu w zakresie rzeczoznawstwa samochodowego wydanego przez jednostkę akredytowaną w odpowiednim systemie akredytacji. Postulat ten zasługuje na zdecydowane poparcie. W moim przekonaniu, właśnie posiadanie odpowiednich certyfikatów powinno być obecnie i w przyszłości podstawowym kryterium otwierającym drogę do uzyskania statusu biegłego indywidualnego oraz podmiotu zbiorowego uprawnionego do wydawania opinii. W tym ostatnim wypadku forma własności czy status prawny takiego podmiotu nie powinny odgrywać żadnej roli. Rozwiązanie przyjęte w przepisie art. 193 § 3 k.p.k. jest już nieadekwatne do rzeczywistości i wymaga nowelizacji. O jakość opiniowania zadbać należy w pierwszej kolejności właśnie przez wdrożenie i upowszechnienie przejrzystego systemu certyfikacji, a zasada ta powinna być rozciągnięta na wszystkie rodzaje i formy opiniodawstwa sądowego. Odmowa uzyskania certyfikatu czy też poddania się certyfikacji w odpowiednich przedziałach czasowych w proponowanym systemie musiałaby oczywiście zostać obwarowana rygorem utraty statusu eksperta. Proponowane rozwiązanie nie pozostaje w żadnej sprzeczności z regułą kontroli opinii przez organy procesowe na ogólnych zasadach swobodnej oceny każdego przeprowadzanego dowodu.
Warto podkreślić jeszcze jedno zdanie z omawianej tu publikacji. Dotyczy ono kryteriów powoływania biegłego, a dokładniej rozumienia znaczenia terminu „wiadomości specjalne”. W kontekście problematyki wypadków drogowych konstatacja, że wiadomościami takimi nie są te, które posiada osoba legitymująca się prawem jazdy, nie dla wszystkich praktyków stanowi oczywistość. A przecież powinna.
Niewątpliwie każdego Czytelnika zainteresuje wyliczenie typowych okoliczności uzasadniających powołanie biegłego z zakresu ruchu drogowego[15]. Odpowiednio przetworzone i dostosowane do realiów konkretnego przypadku mogą znakomicie ułatwić prokuratorowi i sądowi ocenę już zebranego w sprawie materiału dowodowego oraz podjęcie decyzji w przedmiocie zasięgnięcia opinii. Przede wszystkim zaś pozwolą profesjonalnie opracować właściwe postanowienie. Pisząc o profesjonalizmie organu procesowego, mam na uwadze m.in. problem ładu kompetencyjnego oraz podziału ról procesowych. Po raz kolejny wypadnie więc powtórzyć, że biegły nie ustala faktów istotnych dla rozstrzygnięcia, nie ustala winy i nie dokonuje prawnej oceny czynu. Są to bowiem zadania organu procesowego, które nie mogą być cedowane na kogokolwiek innego, a więc także na biegłego. Zadanie biegłego z zakresu ruchu drogowego ma charakter techniczny, a jego istotą jest rekonstrukcja fragmentu ocenianego przez organ procesowy zdarzenia.
Problematyka rekonstrukcji wypadków drogowych w Instytucie Ekspertyz Sądowych jest tematem kolejnego rozdziału napisanego przez Jana Unarskiego. Autor, kierujący Zakładem Badania Wypadków Drogowych IES, przedstawił problem w ujęciu historyczno-przedmiotowym. Aspekt pierwszy, to atrakcyjnie pokazana ewolucja narzędzi pracy eksperckiej, od najprostszych i archaicznych już dzisiaj metod stosowanych w latach 80. ubiegłego wieku, po najnowocześniejszy sprzęt komputerowy i oprogramowania stosowane współcześnie. Analogicznie zaprezentowano niektóre, ważne z eksperckiego punktu widzenia, aspekty techniczne i technologiczne budowy i eksploatacji pojazdów. Dzięki temu łatwo poznajemy przyczyny szybkiego dezaktualizowania się wiedzy o mechanizmach wypadków drogowych, ujawnianiu i zabezpieczaniu oraz interpretowaniu śladów. Przykłady żarówek reflektorowych, odłamków szkła czy śladów hamowania, kiedyś bardzo ważące na diagnozowaniu omawianych zdarzeń, obecnie straciły na znaczeniu lub wymagają zupełnie innego podejścia. Muszą o tym wiedzieć i eksperci, i funkcjonariusze organów procesowych.
Dlatego dobrze się stało, że kolejne fragmenty pracy dra J. Unarskiego traktują nie tylko o działalności stricte eksperckiej IES. Odpowiednio wiele miejsca Autor znalazł dla zaprezentowania działalności szkoleniowej, wydawniczej i edukacyjnej oraz naukowo-badawczej realizowanej w Instytucie. W tym ostatnim aspekcie nie sposób nie odnieść się do dyktowanej wyzwaniami współczesności tematyki prowadzonych prac badawczych. Obejmowały one bowiem takie m.in. ważne problemy, jak: widoczność przeszkód w światłach mijania podczas różnych warunków drogowych czy porównywanie parametrów opon bieżnikowanych i opon fabrycznych.
Interdyscyplinarnym charakterem rekonstrukcji wypadków drogowych oraz wytyczeniu obszarów kompetencji specjalistów z zakresu nauk technicznych i medycyny sądowej przy ustalaniu osoby kierującej pojazdem w momencie zdarzenia zajął się Grzegorz Teresiński z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Zauważył on, że problem ustalenia osoby kierującej pojazdem należy do najczęstszych zadań zlecanych ekspertom z zakresu medycyny sądowej. Co ważniejsze, ustalenia medyczne muszą być każdorazowo konfrontowane z całością pozostałych ustaleń postępowania, w tym zwłaszcza z uszkodzeniami pojazdu, śladami mechanicznymi i biologicznymi na drodze oraz pojeździe, a także uszkodzeniami odzieży ofiar. Konstatacja ta powinna mocno utrwalić się w świadomości każdego pracownika organu procesowego. Ustalenia te bowiem są najbardziej efektywne na początkowym etapie śledztwa, a ciągle pozostają niedoceniane. Słusznie też Autor podkreśla konieczność współdziałania na etapie rozstrzygania sprawy kompetentnych prawników, biegłych z zakresu ruchu drogowego, budowy i eksploatacji pojazdów oraz kryminalistyki i medycyny sądowej.
Intryguje spostrzeżenie, że w konkretnej sytuacji, działanie poszczególnych elementów zabezpieczenia biernego pojazdu może znacznie (podkr. autora) odbiegać od założeń teoretycznych i warunków testowanych laboratoryjnie w próbach zderzeniowych. Przykładem takiego odstępstwa od teoretycznego modelu są groźne następstwa praktykowanej niekiedy przez kierowców sytuacji nadmiernego przesunięcia do przodu pojazdu zajmowanego podczas jazdy fotela.
Autor wylicza cały szereg etapów postępowania eksperckiego pozwalającego na różnicowanie relacji „kierowca – pasażer”. Niemal każdy z tych etapów stanowi odrębne zadanie cząstkowe. Podaje też przykłady prostych narzędzi badawczych ułatwiających diagnostykę zdarzenia. Jednocześnie jednak, na co trzeba koniecznie zwrócić uwagę, relatywizuje przydatność wielu dominujących dotychczas poglądów w dziedzinie diagnozowania wypadków drogowych. Wbrew powszechnemu przekonaniu, obrażenia odwzorowujące przebieg pasów bezpieczeństwa na ciele ofiar wypadku obecnie spotykane są dość rzadko. „Zaszłością historyczną” jest też przekonanie o większym ryzyku ciężkich obrażeń klatki piersiowej u kierowcy niż pasażerów. Zdaniem Autora, dominujące wśród techników kryminalistyki oraz prokuratorów i sędziów przekonanie o możliwościach jednoznacznego ustalenia kierującego przez biegłego medyka sądowego na podstawie charakterystycznych obrażeń ma znamiona myślenia życzeniowego. Warto zapamiętać tę opinię i warto z najwyższą uwagą przestudiować całą omawianą tu pracę dra Grzegorza Teresińskiego.
Zagadnienia identyfikacyjno-porównawcze mikrośladów omówiła Janina Zięba-Palus z Pracowni Badania Mikrośladów IES. Szczegółowe rozważania rozpoczęła od kilku uwag o charakterze tyleż ogólnym, co fundamentalnym. Jedna z nich jest mi szczególnie bliska. Bez reszty podzielam bowiem opinię, że skuteczne poszukiwanie śladów wymaga dobrze zarysowanej wersji zdarzenia i posiadania rozleglej wiedzy o zależnościach między ujawnionymi śladami a badanym zdarzeniem[16]. To ważna dyrektywa metodologiczna adresowana do członków ekip oględzinowych i osób nadzorujących ich pracę. I chociaż w literaturze kryminalistycznej dostrzegana była już od dawna[17], ciągle wymaga przypominania.
Zwraca uwagę szerokie pojmowanie mikrośladów. Autorka zalicza do nich także nierozpoznawalne zmysłem powonienia gazy oraz niewidoczne lub słabo widoczne nieuzbrojonym okiem zadrapania, wgniecenia czy pęknięcia. Przypomina też, że bez odpowiednich instrumentów obserwacyjnych lub zastosowania specjalnych metod ujawniających mikroślady są niedostrzegalne. W konsekwencji, co podkreślam już od siebie – dla prowadzących oględziny, nieodpowiednio wyposażonych, po prostu one nie istnieją. To ważna uwaga, gdyż dostępna obecnie aparatura pozwala efektywnie analizować ślady, których jeszcze kilkanaście lat temu w ogóle nie zabezpieczano.
Dla zrozumienia wykrywczej i dowodowej roli mikrośladów istotne jest przypomnienie, że mikroślady, co do zasady, mogą być identyfikowane tylko grupowo. Dlatego istotna jest wiedza o częstotliwości występowania określonych materiałów w środowisku. Pozwala to prawidłowo wnioskować na temat związku ujawnionego śladu z badanym zdarzeniem, a zwłaszcza różnicować związek rzeczywisty od zanieczyszczenia przypadkowego. Na koniec dodajmy już tylko, że dalsze wywody Autorki koncentrują się na szczegółowym i wartościowym poznawczo przedstawieniu problematyki badań lakierów, włókien, szkła, śladów powystrzałowych i popożarowych. Tematyka więc niezwykle aktualna, a tym samym warta bliższego poznania.
O obrosłej w patynę wieków ekspertyzie pisma traktuje artykuł Ewy Fabiańskiej z Pracowni Badania Pisma Ręcznego i Dokumentów. Już we wstępie publikacji pt. „Postęp w badaniach pisma ręcznego i dokumentów” Autorka celnie zauważyła, że fałszowanie pisma ręcznego, pieczęci czy też całych dokumentów istnieje od początków ich wytwarzania, a pierwsza wzmianka o potrzebie analizy pisma ręcznego dla celów dowodowych w sprawie karnej ukazała się już 300 lat p.n.e.
Autorka interesująco zarysowała najważniejsze metody, zarazem etapy rozwojowe naukowych metod badania pisma ręcznego. Przy okazji metody graficzno-porównawczej przypomniała kilka ciekawych prawideł współczesnej ekspertyzy pisma. Warto więc zapamiętać, że: „pismo jest indywidualnym uzewnętrznieniem możliwości psychofizycznych jego wykonawcy”, „o pochodzeniu badanych zapisów od jednej osoby stanowi zgodność tylko pewnej, a nie wszystkich zawartych w nich cech”, gdyż „identyczność zestawianych próbek jest oczywistym dowodem fałszerstwa”. Przy tej okazji Czytelnikom bliżej zainteresowanym aktualnym stanem oraz ewolucją poglądów sądów na naukowy charakter ekspertyzy pismoznawczej warto zarekomendować ciekawą pracę Józefa Wójcikiewicza[18].
Wśród wielu ważnych zaleceń metodycznych szczególną uwagę zwraca dyrektywa przedkładania biegłemu odpowiednio obszernego i wszechstronnego materiału porównawczego. Ciekawość wzbudzają też informacje o wdrażaniu do analizy pismoznawczej odpowiednio przygotowanych programów komputerowych. W zamierzeniu twórców programy te powinny redukować elementy ocenne i subiektywne w procesie opiniowania, automatyzować badania, a przede wszystkim ułatwiać selekcję materiałów porównawczych pochodzących od większej liczby osób i współpracować z bazami danych. Nie wnikając tu w szczegóły, na pewno warto odnotować nazwy takich ważnych rozwiązań w zakresie automatyzacji badań pisma ręcznego, jak: Graphlog, FISH czy WANDA.
Zasady postępowania przy badaniu dokumentów można sprowadzić przede wszystkim do prymatu metod nieniszczących przed niszczącymi, ciągłego poszerzania katalogu tych pierwszych oraz standaryzacji i unifikacji postępowania eksperckiego w skali międzynarodowej. Spektakularnym przykładem takich działań jest współpraca w ramach Europejskiej Sieci Instytutów Nauk Sądowych (ENFSI), prace nad opracowaniem słowników używanych w badaniach pismoznawczych czy zbudowanie cyfrowej kolekcji wzorców pisma elementarzowego i rękopisów obywateli krajów europejskich. Oczywiście działalność standaryzacyjna w równym stopniu ukierunkowana jest zarówno na zagadnienia badania samego pisma ręcznego, jak i technicznych badań dokumentów.
O ekspertyzie legitymującej się bardzo krótkim rodowodem pisze Jacek Hebenstreit z Sekcji Logistyki i Zapewnienia Jakości IES. Tematem jego opracowania są bowiem elektroniczne nośniki informacji. Autor w przystępnej formie wprowadza Czytelnika w skomplikowany i niezwykle szybko rozwijający się świat komputerów i innych elektronicznych narzędzi. Dzięki temu możemy się dowiedzieć, co oznaczają podstawowe jednostki miary wielkości zapisów cyfrowych, na czym polegały pierwsze popełniane zaledwie 40 lat temu przestępstwa komputerowe oraz jaki jest aktualny katalog tej przestępczości według Konwencji Rady Europy z 2001 r.
Nie tylko z kryminalistycznego punktu widzenia ważna wydaje się autorska propozycja sposobu rozumienia śladu. Dowód cyfrowy – zdaniem J. Hebenstreita – jest swoistym śladem elektronicznym, czyli zapisem w formie cyfrowej, który ma związek z badanym zdarzeniem i może być przydatny do ustalenia jego przebiegu.
Wypracowanie efektywnej metodyki postępowania z nośnikami elektronicznymi stanowi dla współczesnej kryminalistyki duże wyzwanie. Uważna lektura pracy J. Hebenstreita może zadanie to znakomicie ułatwić, zwłaszcza na etapie procesowego zabezpieczania dowodów elektronicznych. Katalog zdarzeń uzasadniających zabezpieczenie nośnika elektronicznego jako dowodu nie ogranicza się bowiem do sytuacji, w których komputer jest obiektem lub narzędziem przestępstwa. To niekiedy cenne źródło dowodowe także w sprawach o zabójstwa, podpalenia, samobójstwa, porwania, a nawet gwałty. Praktycznie nieograniczony jest katalog przestępstw, w których nośnikiem śladów elektronicznych może stać się telefon komórkowy czy telewizja przemysłowa (CCTV).
Możliwości te nie zawsze są dostrzegane przez prowadzących postępowanie dostatecznie wcześnie. Wykorzystanie ich wymaga nie tylko wiedzy o sposobach dokonywania przestępstw czy ich symptomatologii. Potrzebne jest także zupełnie nowe myślenie wśród prokuratorów i sędziów, a zwłaszcza nowy model współpracy z ekspertami. Tu mógłbym zaryzykować twierdzenie, że brak lub niedostatek wiedzy wśród przedstawicieli organów procesowych może okazać dla śladów cyfrowych bardziej niebezpieczny niż np. dla bardzo wrażliwych na kontaminację czy degradację śladów biologicznych. Dlatego podzielić trzeba opinię dra Hebenstreita o potrzebie konsultacji z ekspertami zarówno poszukiwania i zabezpieczania nośników informacji elektronicznej, jak też ustalania w postanowieniu zakresu ekspertyzy i treści szczegółowych pytań.
Niezwykle przydatne z wielu powodów mogą okazać się – nieczęsto spotykane w innych publikacjach – uwagi o możliwych barierach poznawczych. Trzeba się bowiem z nimi liczyć i, jeżeli nie uda się ich przezwyciężyć, należy wiedzieć, dlaczego tak się stało. Niekiedy bariery poznawcze mogą stanowić efekt celowego zastosowania przez sprawcę jednego z narzędzi „anti–forensic”. W innych sytuacjach wynikają z normalnego, rutynowego, ale wykonanego na wysokim poziomie zabezpieczenia nośnika przed nieautoryzowanym dostępem, w innym jeszcze są następstwem błędu osoby zabezpieczającej nośnik. Publikację czyta się przysłowiowym „jednym tchem”. Może nawet zbyt łatwo. Tym bardziej, że ostatnie zdanie optymizmem nie napawa. Wbrew powszechnemu chyba oczekiwaniu będzie rosła liczba spraw, w których badania elektronicznych dowodów nie zostaną uwieńczone sukcesem. Oby w tym przypadku Autor nie miał racji.
Metodami statystycznymi i chemometrycznymi w naukach sądowych zajęli się Dariusz Zuba z Pracowni Badania Alkoholu i Narkotyków IES oraz Andrzej Parczewski z Wydziału Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Temat tyle aktualny i ważny, co złożony i trudny. Dlatego podzielić trzeba opinię wypowiedzianą w podsumowaniu, że kluczowym problemem jest ocena wyników analizy statystycznej czy chemometrycznej dokonana nie tylko przez biegłego, ale również przez adresata opinii, czyli organ procesowy. Determinuje to konieczność klarownego prezentowania wyników ekspertyzy przez biegłych oraz popularyzację nowych zdobyczy nauki wśród przedstawicieli organów wymiaru sprawiedliwości.
Postulaty jak najbardziej słuszne, ale w moim przekonaniu nie do końca wystarczające. Coraz bardziej konieczne staje się bowiem wprowadzenie zagadnień teorii prawdopodobieństwa statystycznego, ilościowej i jakościowej oceny ekspertyzy jako takiej, efektywności procedur badawczych do programu kształcenia prawników. Nie tylko biegły, ale policjant, prokurator czy sędzia powinni jednakowo pojmować takie terminy, jak: czułość metody czy jej specyficzność. Tymczasem zdarza się, że mają oni nawet problemy ze zrozumieniem pojęcia „badania populacyjne” i trudności w odróżnianiu cech grupowych od indywidualnych. Dla większości prawników niełatwą do przyswojenia pracę Dariusza Zuby i Andrzeja Parczewskiego tym bardziej więc należy zarekomendować.
Metody statystyczne, matematyczne oraz chemometryczne pozostają w bardzo ścisłym związku z zagadnieniami metabolomiki. W artykule, zatytułowanym „Metabolomika – wspólna dziedzina współczesnej analityki i chemometrii”, Bogusław Buszewski z Katedry Chemii Środowiska i Bioanalityki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Monika Michel z Instytutu Ochrony Roślin w Poznaniu przedstawili podstawowe pojęcia związane z tą szybko rozwijającą się w ostatnim dziesięcioleciu dziedziną wiedzy. Ukazali też wykorzystywane przez metabolomikę technologie badawcze i strategie analityczne oraz obszary zastosowań tej dyscypliny. Do obszarów tych zaliczyli m.in. kryminalistykę i toksykologię. Szkoda jednak, że Autorzy nie przybliżyli dokładniej przedmiotu lub przykładów tych zastosowań. Nie wiadomo bowiem, czy mają one charakter potencjalny, czy też zostały już sprawdzone w praktyce. Metabolomika zajmuje się identyfikacją oraz analizą ilościową niskocząsteczkowych produktów naturalnych, czyli metabolitów pierwotnych i wtórnych w organizmach żywych[19].
Zagadnienia identyfikacji są podstawowym problemem badawczym w kryminalistyce, a analiza – metodą stosowaną w badaniach toksykologicznych, w tym w toksykologii sądowej. Znalezienie wspólnych obszarów badawczych tych dziedzin wydaje się proste. Jednak problemem jest brak wśród prawników elementarnej wiedzy o typowych sytuacjach śledczych umożliwiających zastosowanie metabolomiki, granicach wydolności praktycznie dostępnych badań, metodyce zabezpieczania materiału dowodowego, potrzebie pozyskiwania materiału porównawczego, adresatach postanowienia itd. Przygotowanie kompendium wiedzy na ten temat to sprawa niezwykle pilna. Warto nakłonić Autorów do podjęcia się tego zadania.
Grzegorz Buszewicz z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie w pracy pt. „Wydajność reoksydacji NADH jedną z przyczyn wewnątrz- i międzyosobniczej zmienności współczynnika β60 u ludzi – półwiecze badań nad wewnątrzkomórkowym metabolizmem etanolu” powrócił do ciągle aktualnej problematyki eliminacji alkoholu etylowego z krwi człowieka. Słusznie przy tym podkreślił, że wiedza na ten temat jest niezbędna przy opracowywaniu ekspertyz toksykologicznych dotyczących stanu trzeźwości. Interesująca i godna przypomnienia jest też uwaga, że nawet najbardziej skomplikowane wzory matematyczne opisujące dystrybucję i eliminację nie odzwierciedlają faktycznego przebiegu alkoholemii, a ich dokładność najczęściej zbliżona jest do wyniku uzyskiwanego za pomocą podstawowego wzoru Widmarka. Trzeba też za Autorem przypomnieć, że szybkość eliminacji alkoholu u poszczególnych ludzi znacznie się różni. Zróżnicowanie to warunkują takie czynniki, jak: rasa, płeć, ale też konstytucja ciała, wiek, dieta, uzależnienie od alkoholu czy przyjmowanie leków oraz środków odurzających.
Nie ulega więc już dzisiaj wątpliwości, że rachunek retrospektywny, konieczny do przeprowadzenia w niektórych sytuacjach śledczych, ma swoje ograniczenia poznawcze i powinien być przeprowadzany z rygorystycznym przestrzeganiem metodyki pobierania prób krwi oraz uwzględniać możliwie dużo danych dotyczących nie tylko czasu, ilości i rodzaju spożytego alkoholu, ale też dane dotyczące wagi, budowy, stanu zdrowia oskarżonego. W ślad za klasycznymi zaleceniami metodycznymi rekomendować należy co najmniej trzykrotne pobranie próbek krwi w odstępach co 30 minut i najlepiej nie później niż 5–6 godzin od zdarzenia będącego przedmiotem postępowania. W razie większego opóźnienia celowe jest dodatkowe co najmniej dwukrotne pobranie moczu[20].
Zarówno młodzi, jak i bardziej doświadczeni Czytelnicy wyniosą wiele pożytków z lektury opracowania Marii Kały – dyrektor Instytutu Ekspertyz Sądowych poświęconego analityce toksykologicznej na potrzeby wymiaru sprawiedliwości. Autorka omawia elementarne, jednak dla laika trudne w przyswojeniu, zagadnienia warsztatowe analityka chemicznego, takie jak: przygotowanie materiału analitycznego, analiza związków organicznych i nieorganicznych, wzorcowanie metod i strategie analityczne. Robi to jednak niezwykle ciekawie. Omówienie to poprzedza jednak bardzo zajmującym wprowadzeniem do tematu, przeglądem trucizn i metod ich wykrywania na przestrzeni wieków oraz prezentacją najważniejszych problemów trucizn współczesnych.
Dzięki temu możemy dowiedzieć się nie tylko, że od czasów pradawnych ludzkość znała działanie trucizn, lecz i to, że z dawien dawna starano się w sposób właściwy dla danej epoki zatruciom zapobiegać oraz ograniczać ich skutki. Testerami żywności były zwierzęta, ale też wykorzystywano do tego celu ludzi. Całe stulecia minęły, zanim James Marsh w roku 1836 r. przy pomocy urządzenia uwidocznionego na okładce „Postępów” zademonstrował na sali sądowej „lustro arsenowe”, ujawniając obecność trucizny w kawie i treści żołądkowej ofiary zatrucia. Dało to początek zupełnie nowemu podejściu do zwalczania plagi trucicielstwa.
W ślad za Autorką warto powtórzyć, a zwłaszcza zapamiętać, że w toksykologii sądowej osobne, ale uzupełniające się role odgrywają i analityk, i medyk sądowy. To ważna uwaga, gdyż opiniując o zatruciu, pamiętać należy o ciągle aktualnej sentencji Mateusza Orfili: okoliczności stanowią o wszystkim, samo stwierdzenie (trucizny – uwaga autora) o niczym. Pomimo więc niezwykle dynamicznego rozwoju analityki chemicznej, nie straciła nic z aktualności zasada, że nierozłącznymi częściami składowymi postępowania dowodowego w sprawach o zatrucie ciągle pozostają oględziny miejsca zdarzenia, informacje o fizykalnych objawach zatrucia, szpitalna dokumentacja medyczna, oględziny zewnętrzne i otwarcie zwłok oraz analityczne badania materiału pobranego ze zwłok. W zależności od okoliczności elementami tymi powinny być też oględziny odzieży, badanie wszelkiego rodzaju opakowań czy zeznania świadków. Stąd rola kolejnego podmiotu, jakim jest organ ścigania czy wymiaru sprawiedliwości.
Współczesna toksykologia sądowa to nie tylko niewyobrażalna wręcz czułość aparatury analitycznej. To przede wszystkim ogrom wszelkiego rodzaju trucizn, to także problem powszechności śladowego występowania wielu pierwiastków i ich związków w środowisku naturalnym człowieka. To w końcu także konieczność ciągłego respektu dla prawdy, że jedna i ta sama substancja może być w zależności od okoliczności trucizną albo lekarstwem.
M. Kała sporo miejsca poświęciła współczesnym aspektom analizy toksykologicznej, które wynikają z powszechności narkomanii, konsumpcji tzw. dopalaczy[21], suplementów diety czy nawet sprowadzaniu do kraju wszelkiego rodzaju egzotycznych zwierząt czy roślin, których jady czy toksyny mogą wywoływać zupełnie nieoczekiwane następstwa dla zdrowia i życia ludzi. To ważne problemy, nie tylko praktyki śledczej czy wymiaru sprawiedliwości. Są to także ogromne problemy społeczne. Byłoby dobrze, żeby dostrzegano je też w takiej proporcji.
Esej M. Kały znakomicie zamyka prezentowaną książkę. Warto do niej sięgnąć, warto bliżej przestudiować. Jej lektura przekonuje, że wiele wyrażonych tam opinii długo jeszcze zachowa aktualność. Gdyby uznać za odpowiadające prawdzie stwierdzenie, że prokurator czy sędzia oraz odpowiednio policjant uczą się przez całe zawodowe życie, „Postępy w naukach sądowych” należałoby zakwalifikować do kategorii lektur obowiązkowych, a przy tym pożytecznych i przyjemnych.
Jan WOJTASIK
Reflection after reading the book „Progress in judicial sciences”
Abstract
The author hereof points out the most significant, interesting, and valuable reflections, these including, among others, the statement that “if you do not want to fall behind, you have to keep up with the development”. The said statement refers to both judicial sciences understood as systems of organized science, and those who apply the said sciences in practice by prosecuting, and participating in administering justice to transgressors. Presenting the studies by well-known and recognized authors, this paper does not limit itself to the informational aspects but examines the authors’ thoughts and shows issues of the utmost usefulness for those on the path to becoming a lawyer (prosecutor).
[1] Pogląd ten miałem okazję rekomendować w swoim czasie asystentowi jednego z byłych Ministrów Sprawiedliwości. Jak dotychczas nie spotkał się z odzewem. Możliwe, że wart jest przedyskutowania.
[2] T. Grzybowski, Genetyka i Prawo. Kwartalnik Naukowy Zakładu Genetyki Molekularnej i Sądowej UMK w Toruniu 2010, nr 9.
[3] W ostatnich latach w ramowych programach zajęć seminaryjnych dla aplikantów prokuratorskich przewidywano np. od 70 do 75 godz. lekcyjnych z kryminalistyki, 45 godz. z medycyny sądowej i 35 godz. z psychiatrii i psychologii sądowej. Do tego należy doliczyć dodatkowo kolejne 10 godz. zajęć przeznaczonych na metodykę kryminalistyczną, 6 godz. na zajęcia metodyczne z medycyny sądowej i 2 godz. z psychiatrii i psychologii.
[4] Por. J. K. Gierowski, T. Jaśkiewicz-Obydzińska, M. Najda, Psychologia w postępowaniu karnym, Wydawnictwo LexisNexis, Warszawa 2008, s. 193; R. Cieśla, Wstępna konsultacja organu procesowego z osobą posiadającą wiadomości specjalne. Teoria a praktyka, (w:) Nauka wobec prawdy sądowej. Księga pamiątkowa ku czci Profesora Zdzisława Kegla, Wrocław 2005, s. 78; J. Wojtasik, Konsultant w postępowaniu karnym, Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze, http://www.zielona–gora.po.gov.pl/index.php?id=36&ida=3895.
[5] Własne doświadczenia piszącego te słowa wskazują na dużą użyteczność konsultacji z biegłymi prowadzonej metodą telekonferencji przy wykorzystaniu zestawów do przesłuchiwania na odległość. Szczególnym atutem tej metody jest możliwość okazania biegłemu dowodów rzeczowych czy fotografii miejsca zdarzenia przy wykorzystaniu kamery dokumentowej.
[6] Jak to wynika z treści przepisu § 106 zarządzenia nr 1426 Komendanta Głównego Policji z dnia 23 grudnia 2004 r. w sprawie metodyki wykonywania czynności dochodzeniowo-śledczych przez służby policyjne wyznaczone do wykrywania przestępstw i ścigania ich sprawców, przy zasięgnięciu opinii biegłego należy uwzględniać czas wykonania ekspertyzy oraz, przede wszystkim, jej koszty – spośród biegłych o podobnych kwalifikacjach należy powołać tego, który oferuje najkorzystniejsze warunki finansowe.
[7] T. Widła, Metodyka ekspertyzy, (w:) J. Wójcikiewicz (red.), Ekspertyza sądowa, Kantor Wydawniczy Zakamycze, Kraków 2002, s. 34.
[8] Należy pamiętać, że Krajowe Centrum Kształcenia Kadr Sądów Powszechnych i Prokuratury zostało powołane do życia ustawą z dnia 1 lipca 2005 r. o Krajowym Centrum Szkolenia Kadr Sądów Powszechnych i Prokuratur (Dz. U. z 2005 r., Nr 169, poz. 1410). Ustawa ta weszła w życie 1 września 2006 r., a uroczyste otwarcie Centrum nastąpiło 4 września 2006 r.
[9] M. Byrdy, Znamiona śmierci późne, (w:) B. Popielski, J. Kobiela (red.), Medycyna sądowa, PZWL Warszawa 1972, s. 76.
[10] R. Skowronek, Owady na wokandzie, Genetyka i Prawo, Kwartalnik Naukowy Zakładu Genetyki Molekularnej i Sądowej UMK 2009, nr 2. Także w tym samym numerze: W. Bogdanowicz, Muchy i paskowe kody – rozmowa z U. Rogallą.
[11] R. Pawłowski, Ślad i mikroślad biologiczny podstawą do typowania osoby, która go naniosła, Materiały II Ogólnopolskiego Seminarium Kryminalistycznego, Zielona Góra–Drzonków, 24–26 maja 2006 r., wersja elektroniczna. Już wówczas Autor przedstawił tezę, że postęp w biologii molekularnej i genetyce człowieka w stosunkowo krótkim czasie doprowadzi do tego, iż będziemy w stanie na podstawie badania materiału genetycznego mogli z bardzo dużym prawdopodobieństwem określić wygląd sprawcy. Kolejne doniesienia tezę te zdecydowanie potwierdzają.
[12] Więcej na ten temat patrz: C. Grzeszyk, Daktyloskopia, PWN, Warszawa 1992, s. 5 i nast. oraz J. Moszczyński, Daktyloskopia, Wydawnictwo Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego KGP, Warszawa 1997, s. 10 i nast.
[13] Przykłady takich sytuacji znane mi są z osobistej obserwacji praktyki oględzinowej na miejscu zdarzeń w jednostkach organizacyjnych prokuratur okręgu zielonogórskiego. Oczywiście nie zawsze, nie wszędzie i nie od razu udawało się uzyskać oczekiwane efekty.
[14] Więcej na ten temat patrz: J. Wojtasik, Monitoring wizyjny, Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze, http://www.zielona–gora.po.gov.pl/index.php?id=36&ida=4793 (dostęp w dniu 24 listopada 2010 r.) i powołana tam literatura.
[15] O przedmiocie, rodzajach i zakresie ekspertyz w sprawie zdarzeń drogowych patrz także: J. Wierciński, Ekspertyza wypadu drogowego, (w:) J. Wójcikiewicz (red.), Ekspertyza sądowa. Zagadnienia wybrane, Wydawnictwo Wolters Kluwer, Warszawa 2007, s. 499 i nast.
[16] J. Wojtasik, Wersje kryminalistyczne podstawą planowania postępowania karnego, Studia Kryminologiczne, Kryminalistyczne i Penitencjarne, t. 15, Warszawa 1984, s. 169.
[17] Por. Z. Biernaczyk, Kryminalistyczne aspekty rozboju, Wydawnictwo Zakładu Kryminalistyki KGMO, Warszawa 1975, passim.
[18] J. Wójcikiewicz, Temida nad mikroskopem. Judykatura wobec dowodu naukowego 1993–2008, Wydawnictwo „Dom Organizatora”, Toruń 2009, s. 129 i nast.
[19] Warto tu może zauważyć, że sam termin „metabolomika” jeszcze nie zdążył zadomowić się w języku polskim, nawet tym aspirującym do naukowego. Pomimo że w każdej dostępnej encyklopedii czy słowniku występuje „metabolizm”, pokrewnego hasła „metabolomika” znaleźć nie sposób. Sprawdzeniu poddano m.in. Nowy Leksykon PWN, PWN, Warszawa 1998 oraz Słownik 100 tysięcy potrzebnych słów, pod red. J. Bralczyka, PWN, Warszawa 2005. Inaczej jest oczywiście w świecie Internetu. Według popularnej Wikipedii, metabolomika jest dziedziną nauki zajmującą się badaniem zestawu wszystkich metabolitówobecnych w organizmie, tkance czy komórce, czyli metabolomu (patrz: http://pl.wikipedia.org/wiki/Metabolomika).
[20] Skuteczność takiej procedury z bardzo dobrym efektem weryfikowałem w toku własnej praktyki śledczej. W jednym przypadku także w sytuacji dobrowolnego zgłoszenia się sprawcy wypadku drogowego. Stawił się w przekonaniu, że upływ czasu zupełnie wyeliminował alkohol z jego organizmu, nie wiedząc zapewne, że w moczu można go ujawnić znacznie dłużej niż we krwi. Dygresja ta oczywiście znacznie wykracza poza przedmiot rozważań Grzegorza Buszewicza, które koncentrują się na bardzo szczegółowej prezentacji mechanizmów rządzących na poziomie wewnątrzkomórkowym procesami eliminacji etanolu z organizmu człowieka. Ponieważ może jednak okazać się przydatna młodym adeptom sztuki śledczej, pozwoliłem ją sobie w tym właśnie miejscu przytoczyć.
[21] Wyjątkowo dużo doniesień medialnych o tragicznych następstwach przyjmowania dopalaczy ukazało się jesienią 2010 r. Tylko we wrześniu w prasie codziennej można było napotkać następujące nagłówki lub teksty: „Pięć osób w szpitalach po zatruciu dopalaczami”; „Tylko we wtorek do szpitali w Polsce trafiło ośmiu nastolatków zatrutych najprawdopodobniej dopalaczami”; „Kolejne nastoletnie ofiary zatrucia dopalaczami”; „Aż 250 osób w ciągu pół roku trafiło tylko do jednego polskiego szpitala”; „W poniedziałek do silnego zatrucia dopalaczami doszło w Bydgoszczy, tam do szpitala trafili gimnazjaliści”.
Miejsce pierwszej publikacji:
Prokuratura i Prawo nr 5/2011:
http://www.pg.gov.pl/index.php?0,1177
Data pierwszej publikacji: maj 2011