Kępa starych topoli
[…] Stary przekręcił się na bok i patrzył teraz na kępę, za którą jest miasto; przy wale rosły stare, duże topole. Stary ujrzał te drzewa, bo powiedział – tylko te drzewa mi zostały.
One były zawsze takie same, takie same były przede mną, takie same są teraz, takie same będą, gdy mnie nie będzie i takie same będą, gdy ciebie nie będzie.
Nie tkną tych drzew, myslę, że ich nie tkną ani nie wykopią. Zatrzymają się przed tymi drzewami, choćby nawet podeszli do nich z piłami i łopatami. Nie dotkną drzew i cofną się, i odniosą te łopaty i te piły tam, skąd je wzięli. (…)
Są drzewa i jest nadzieja, że Stary ocaleje. Jest nadzieja, bo z okien, na których stoją wazoniki z kwiatkami, czyli ta karykatura i męczeństwo przyrody, widać gałęzie tych topól. Jest nadzieja, bo z brzegu rzeki też widać gałęzie tych drzew. […]
Julian Kawalec, W słońcu, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976 s. 67