Literatura

Jeden z nas. Opowieść o Norwegii (Piątek)

[…] Komenda Okręgowa Policji dla Nordre Buskerund miała własną łódź, czerwony ponton, który leżał na przyczepie przed posterunkiem. Nie był jednak przygotowany do wypłynięcia. Należało go najpierw napompować i wlać benzynę do baku.

Straż Pożarna w Hønefoss dysponowała natomiast dużą bezpieczną łodzią, dostępną na przystani koło remizy. Strażacy już wcześniej zaofiarowali się z pomocą, ale jej nie przyjęto. Policja miała przecież własną łódź. Gdy w komendzie zmieniono zdanie i zaczęto wydzwaniać do strażaków, połączenie okazało się niemożliwe. Wybierano niewłaściwy numer.

Ani oddział specjalny jadący z Oslo, ani Håvard Gåsbakk jadący z Hønefoss nie otrzymali żadnej ostatecznej informacji o miejscu zbiórki, z którego miała rozpocząć się akcja. Oddział specjalny nadciągający z Oslo nie wiedział, gdzie leży Utøya. Pierwszy patrol miał w samochodzie GPS, ale urządzenie nie pokazywało nazw małych wysepek na Tyrifjorden.

Antyterroryści w czarnych samochodach usiłowali skontaktować się z komendą dla Nordre Buskerud, aby ustalić miejsce zbiórki i przekazać informację, że potrzebują kilku łodzi. Ale sieć alarmowa nie była jeszcze na tyle rozbudowana, by pokryć cały okręg, a analogowa sieć policyjna miała zasięg dopiero za Sollihøgda.

Jedynym środkiem komunikacji pozostawał więc telefon. Tyle, że z powodu przeciążenia miejscowa centrala operacyjna nie odbierała połączeń od oddziału specjalnego. Brak komunikacji uniemożliwił wykorzystanie czasu dojazdu na zaplanowanie i koordynację akcji.

Kiedy do centrali operacyjnej komendy dla Nordre Buskerud dotarła wreszcie informacja, że Delta jest w drodze, miejscowi funkcjonariusze nie mieli pojęcia ani jak liczny jest oddział, ani że jedzie samochodami. Jeszcze przed godziną osiemnastą w komendzie sądzono, że oddział specjalny przybędzie helikopterami, które wylądują bezpośrednio na Utøi.

Gdy wreszcie się to wyjaśniło, doszło do fatalnego w skutkach nieporozumienia. Komenda dla Nordre Buskerud, informując oddział specjalny o miejscu zbiórki, przekazała, że „mają stawić się na przystani”. (…)

Tym samym miejsce zbiórki przesunięto na odległość 3,6 km od wyspy, zamiast sześciuset metrów, jak zakładał pierwotny plan i gdzie właśnie oczekiwał i prowadził obserwację patrol z komendy dla Nordre Buskerud, i dokąd zmierzał Havard Gåsbakk.

Do pierwszego pojazdu oddziału specjalnego nie dotarła informacja o zmianie miejsca zbiórki i minął zjazd na Utøyę o godzinie 18.01, skąd antyterroryści mogli w ciągu kilku minut dostać się na wyspę, gdyby dostępna była łódź. 

Następny zjazd prowadził na kemping Utvika. Pierwszy samochód skręcił i zjechał nad wodę, na której było kilka łodzi. W tym momencie kierowca otrzymał informację, że ma zawrócić i jechać dalej. Ten sam manewr zawracania wykonało kilka jadących za nim ciężkich pojazdów. Wróciły na szosę i zaczęły się oddalać od wyspy. (…)

W tym czasie Breivik zabijał średnio jedną osobę na minutę. […]

Åsne Seierstad, Jeden z nas. Opowieść o Norwegii, Wydawnictwo ab, MMVI s. 336

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *