Puszcza

Szlak rowerowo-pieszy: „Jodłów – grzbiet Karolatu”

Charakterystyka ogólna: szlak nadaje się w równym stopniu do spaceru pieszego, jak i wyprawy rowerowej. Zaliczam go do względnie łatwych. W wersji podstawowej, a więc tu proponowanej, jego łączna długość wynosi 13,5 km. „Karolat” jest synonimem Puszczy Tarnowskiej.

W naszym opisie posługujemy się nim dla łatwiejszego odróżnienia proponowanego szlaku od innych tras.

Zbiórka w samym centrum Jodłowa, czyli „pod krzyżem” Ruszamy spod tablicy z planem miejscowości. W pobliżu wiata przystanku autobusowego i sklep. Ostatni moment na najpilniejsze zakupy, zwłaszcza zapas wody na drogę. Ruszamy zielonym szlakiem dla pieszych w kierunku południowo-zachodnim. Na liczniku* 0 km.

Po 100 metrach mijamy charakterystyczne „mimi-rondo” i kontynuujemy jazdę [marsz] we wcześniej obranym kierunku. Strzałka na murze budynku nr „5” wskazuje drogę na cypel, ale to nas będzie bardziej interesowało dopiero po powrocie. Właśnie skończył się asfalt. Nie jest to jednak problem. Jezdnia pod kołami [nogami] jak najbardziej nadaje się do spacerów.

 

Po przejechaniu *0,7 km dojeżdżamy do skrzyżowania „Sześciu dróg„. To właśnie tu rozstajemy się na jakiś czas z zielonym szlakiem pieszym, który prowadzi do „Źródełka miłości„, co dodatkowo potwierdza niedawno postawiona tablica informacyjna. My utwardzoną leśną drogą pożarową nr „11„, a zarazem niedawno oznakowanymi jodłowskimi szlakami rowerowymi „czerwonym” i „zielonym” jedziemy na wprost.  Przed nami pierwszy podjazd, ale chyba damy sobie radę? Jeszcze tylko rzut oka na trzy dorodne buki po naszej prawej ręce.

Podjazd kończy się po 200 m, za trzecim progiem zwalniającym. Teraz jedziemy, początkowo łagodnym, później coraz bardziej stromym zjazdem. Uważajmy na żwirek, może być niebezpiecznie.

Na * 1,3 km po stronie prawej charakterystyczna „oaza” starych drzew. Niektóre trwają ostatkiem sił, inne trzymają się znacznie lepiej. Teren jest ogrodzony drucianą siatką. Podczas niedawnego przygotowywania jodłowskich tras spacerowych miejsce ochrzczono jako „Starodrzew z Ptasim Podwórkiem„. 

Kontynuujemy naszą jazdę „11„. Zarazem jest nowy szlak czerwony. Przed nami długi, ale łagodniejszy podjazd do punktu *1,9 km. Tu znajdziemy po lewej stronie osobliwość natury: podwójne iglasto-liściaste drzewo z wierzchołkiem pochylającym się nad drogą o nazwie „Bliźniaki„. Jego zdjęcia można napotkać w albumach. Warto mu się dokładniej przypatrzeć w naturze.  Obok plantacja młodych brzóz.

Ruszamy dalej. Kończy się pagórek, zaczyna kolejny zjazd. Musimy jednak znowu uważać, gdyż zaledwie po 240 m., po lewej stronie drogi stoi oddalony od niej 15 m. „Garbaty dąb”. Taką nazwę nadali mu poprzedni mieszkańcy tych ziem. Na niemieckich przedwojennych mapach występuje jako „Krummer-Eiche”. Wszystko zdaje się wskazywać, że posiadał wówczas status pomnika przyrody.

 

Po krótkiej przerwie i rozmyślaniu nad żywotnością drzewa ruszamy dalej. O kierunek nie musimy się martwić. Nasza „11” prowadzi nas precyzyjnie, ale niestety znowu „pod  górkę”. I tak będzie do *2,5 km. Teraz znowu zjazd! Zostawiamy z lewej strony kolejny młody zagajnik brzozowy. Teraz jedziemy fragmentem drogi piaszczystej i znowu nieco pod górę. Po prawej spostrzegamy paśnik *3,2 km, a przed nami ogrodzona plantacja młodego lasu. Jedziemy dalej na wprost.

Po przejechaniu ok. *4,0 km – uwaga: na wysokości leśnego słupka oddziałowego  75.75.110.109./2 rozstajemy się z „11„. Skręcamy na zachód i kontynuujemy jazdę urokliwą aleją kasztanowców. Niestety, i na niej widać ślady żerowania bałkańskiego okrutnika. Nieco dalej z „11” rozstaje się obecnie także niedawno wytyczony szlak czerwony.

Wspinaliśmy się już sporo, ale „Grzbiet Karolatu”, czyli „Wysoka Hala” dopiero przed nami. Jedziemy prosto, uważając na zjeździe na kawałki drewna i poprzeczne betonowe rowy odwadniające. Ptaki śpiewają jak oszalałe. Zaczyna się kolejny, ostatni, ale prawdziwy podjazd. Dla wielu, także wytrawnych rowerzystów, będzie to jednak podejście. Dysponujący kondycją oraz korzystnymi przekładniami użytkownicy rowerów górskich wpinają się na szczytowy punkt Karolatu. Zatrzymujemy się na łagodnej przełęczy. Licznik pokazuje *4,7 km.

Na lewo i na prawo widzimy lekkie wzniesienia. Ich środkiem biegnie droga. Czas na zasłużony odpoczynek i zwiedzanie Wysokiej Hali. Tak brzmi nazwa wzniesienia, do którego dotarliśmy. Jego średnia wysokość to 120 m. n.p.m. Na prawo ambona myśliwska z nr 23/70, za nią w głębi lasu liczne ostańce, czyli stare, często już wyraźnie zamierające, dęby.

Paradoksalnie, naszych czasów doczekały tylko te spośród najstarszych drzew puszczańskich, które z powodu asymetrii, krzywizn i poskręcania nie nadawały się do dalszej obróbki, a zarazem szczęśliwy bieg losu, a może jeszcze bardziej przezorność leśników uchroniła je przez wycięciem na opał. Jesteśmy w prawdziwej „Krainie Ostańców„. Niektóre z nich robią wręcz niesamowite wrażenie. Przykładem może być chociażby „Aportujący Piesek„.

Okolica „Wysokiej Hali” jest w moim przekonaniu najciekawszym, a jednocześnie najładniejszym fragmentem Puszczy Tarnowskiej. Nieprzypadkowo wzniesienie to w XIX w. otrzymało nazwę „Hali Almy” [niem. Alme Hoh]. W czasach romantyzmu wybrane z uwagi na swój urok, obecność wiekowych drzew czy inne szczególne właściwości, miejsca otrzymywały niekiedy nazwy odpowiadające imionom członków rodziny właściciela. Druga żona księcia Henryka Schonaicha – ówczesnego właściciela Puszczy Carolath i pana na Siedlisku, miała na imię własnie Alma. 

Podobno w przyrodzie nic nie ginie? Nagrodą za trudy podjazdu jest kolejny zjazd. Uważamy na suche liście i liczne patyki. Kierunku nie zmieniamy. Do  nieodległego  skrzyżowania z leśną drogą pożarową nr „34” mamy 300 m.  Na miejscu nasz licznik wskazuje równe *5,0 km. Teraz wspomnianą drogą „34” ostro w lewo i dalej na południowy-wschód. Zauważamy jednocześnie, że w tym miejscu na „34” nakłada się jodłowski szlak czerwony, z którym to rozpoczynaliśmy naszą wędrówkę i możemy nim od razu wrócić do Jodłowa przez tzw. Dębowy Jar.

I tu uwaga: jeżeli jednak mamy chwilę czasu, przerywamy na moment jazdę i  udajemy się z wizytą do „Słoniowej łapy„. To  drzewo z charakterystyczną naroślą u podstawy. Oddalone jest zaledwie 150 m.  w kierunku na zachód. „Słonia” widać dobrze nawet z drogi, zwłaszcza zimą. Jest na lewo, jakieś 20 m. od nas.

W charakterze ciekawostki dodajmy jeszcze, że dalsza jazda wprost zawiodłaby nas do „Heidrichlust’u”. Ta sama leśna przesieka prowadzi zresztą jeszcze dalej, aż do „Czerwonej Małpy„. Ale to całkiem inna wyprawa.

My wracamy do naszej „34” i po skręceniu w prawo kontynuujemy nasz plan pierwotny. Od razu zwracamy uwagę na wyraźny wał po lewej stronie drogi. To nasyp stanowiący pozostałość dawnej wąskotorowej linii kolejowej. Jego zarys jest widoczny na przestrzeni kilkuset metrów. W miejscu, gdzie nasyp traci swoją wyrazistość, widoczne stają się fragmenty kamiennego bruku. To resztki drogi wjazdowej do „Spalonej Leśniczówki„. W głębi lasu kolonie pokrzyw, krzewy charakterystyczne dla otoczenia przydomowego i fragmenty ceglanego muru. Trochę pojedynczych cegieł, jakieś drobne przedmioty z metalu. Niedaleko jeszcze jedno ginące drzewo. Na naszym liczniku *5,7 km. Gdyby nie wizyta u „słonia” byłoby *5,4 km.

Niespełna 400 m dalej, na prawo od „34” pierwsze ślady dawnej osady o nazwie Dębówko. Na mapach niemieckich jest to „Glogeiche” lub niekiedy „Gasthaus-Glogeiche”. Przy drodze aleja kasztanowców – kiedyś musiała być piękna!  Nasza uwaga koncentruje się na tablicy przy leśnym punkcie odpoczynku. Z zamieszczonej informacji wynika, że podczas II WŚ w miejscu tym znajdował się obóz jeniecki. W roku 1945 r. stacjonował tu sztab wojsk radzieckich zdobywających Głogów. 

Skoro jesteśmy już w Dębówku, warto przejść na moment na drugą stronę drogi „325„. Poza leśnym parkingiem przy drogach pożarowych „8” i „10” znajdziemy tu pozostałości tzw. „Szańca Szwedzkiego” – dzieła obronnego z czasów wojny trzydziestoletniej. Tutaj też przed II wojną światową znajdowała się strzelnica powiatowa.

I na tym kończymy I-szy etap naszej wędrówki.  Na przystanku Dębówko licznik wskazał *6,3 km. Teraz musimy zadecydować, co dalej? Do wyboru mamy Kamienną, Grochowice, i Borowiec-Siedlisko.  

Dzisiaj jednak wracamy do Jodłowa. Wybieramy szosę asfaltową nr „325„, którą jedziemy w kierunku północno-wschodnim, aż do skrzyżowania z zielonym szlakiem pieszym. Spotykamy go tuż przy tablicy kierującej do ośrodka „Relaks”. Od startu mamy *9,5 km. Po drodze okazja do odwiedzenia, a może nawet napicia się wody ze „Źródełka Miłości”.

W wariancie wycieczki pieszej możemy sobie dowolne skrócić drogę i dojść do Jeziora Tarnowskiego Dużego w dowolnym miejscu. Ważne, żeby prawidłowo obrać kierunek  północno-zachodni i go już nie zgubić.

Dalsza droga wzdłuż Jeziora Tarnowskiego Dużego przebiega zielonym szlakiem. Szczegółowy opis trasy zachowamy na inną okazję. Metę, czyli wcześniejszy punkt startu w Jodłowie osiągamy po  *13,5 km.

Dziękuję za wspólną wycieczkę.

Jan WOJTASIK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *