Przesłuchanie
[…] Szacki podjął decyzje. Raz się żyje, najwyżej przestrzeli i Szyller napisze na niego skargę. Nie pierwszą i nie ostatnią zapewne w karierze białowłosego prokuratora.
– Mógłbym zobaczyć zdjęcie, które stało na kominku?
– Słucham?
– Chciałbym zobaczyć zdjęcie, które stało na kominku.
– Tam nie stało…
– Pokaże mi je pan czy nie?
Szyller nie odpowiedział. Ale jego twarz spoważniała. Cóż, koniec anegdotek dla pana prokuratora, już się chyba nie przyjaźnimy, pomyślał Szacki.
– Rozmawiałem o panu z ludźmi. Same superlatywy. Wzorowy obywatel. Filantrop. Biznesmen z ludzką twarzą.
Szyller wzruszył ramionami. Jeśli chciał grać zaaferowanego, lekko przestraszonego obywatela, to teraz właśnie porzucał tę pozę. Podwinął w końcu rękawy koszuli, mięśnie na opalonych ramionach zadrgały groźnie. Sandomierski filantrop dbał o swoje patriotyczne ciało, bez dwóch zdań.
– Duża kultura, duża inteligencja. Wydawałoby się, że powinien pan rozumieć swoje położenie. Brutalnie zamordowana kobieta ściskała w kurczowo zaciśniętej dłoni rzadki znaczek, którego pan nie może znaleźć. I nie potrafi wytłumaczyć, co się mogło z nim stać. Nie może pan też w żaden sposób udowodnić, gdzie był w czasie, kiedy popełniono zabójstwo. A mimo to pan kłamie. Bardzo mnie to dziwi.
– Pan się łatwo dziwi, panie prokuratorze. Taka dziecięca cecha się przydaje w pańskim zawodzie?
Szacki pokręcił z niedowierzaniem głową. Co za tania odzywka, chyba przeceniał Szyllera. […]
Zygmunt Miłoszewski, „Ziarno prawdy” /w/ Trylogia kryminalna, Wydawnictwo AB, Warszawa MMVII, MMXI, MMXIV s. 347