Współczesne

Pico del Teide z … perspektywy kaldery.

Jest trzecim co do wysokości wulkanem na świecie, najwyższą górą na Teneryfie i zarazem najwyższym szczytem Hiszpanii – 3718 m.n.p.m. Liczy sobie 600 tys. lat, ostatnią aktywność sejsmiczną przejawiał w 1906 r.

Współcześni mieszkańcy Wysp Kanaryjskich z pewną dozą poufności nazywają go mniej oficjalnie – Padre Teide, co należy tłumaczyć jako Ojciec Teide. Dla ich przodków była to Góra Piekielna. Zaliczany jest do wulkanów czynnych, ale uśpionych.

Co do zasady znalezienie się na szczycie Teide nie jest specjalnym problemem, nie wymaga też nadzwyczajnego wysiłku fizycznego.

Na wysokość 2356 m. dojeżdża się zwykle samochodem. Tam na stacji można przesiąść się na kolejkę linową, która dochodzi do wysokości 3555 m. Ostatni odcinek pokonuje się już pieszo. Wymagane jest tu co prawda specjalne zezwolenie, ale otrzymać je można nieodpłatnie. Wystarczy złożyć z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym specjalny wniosek.

To jednak tylko teoria. Praktyka nie bywa już tak piękna. Wystarczy silniejszy wiatr, opady śniegu czy inne zakłócenia pogodowe i wjazd na Teide zostaje zamknięty. Jakiekolwiek prognozy pogodowe czy bieżące obserwacje sytuacji też nie są pewne.

Trzeba więc mieć jeszcze trochę szczęścia.

Tego właśnie zabrakło mi już po raz drugi. Gdy Jeepy organizatorów wyprawy wyruszały wczesnym rankiem z bazy na wybrzeżu pogoda rokowała znakomicie. Gdy po kilkudziesięciu minutach ukazał się osłoneczniony szczyt Teide, a gałązki sosny kanaryjskiej nawet nie drgały, wszystko wydawało się sprzyjać wyprawie.

Niestety kilkaset metrów wyżej było już inaczej. Zerwał się wiatr, administracja kolejki wprowadziła zakaz kursowania, a oczekiwanie na zmianę decyzji okazało się bezowocne. Wiatr stawał się coraz silniejszy i nadzieją na „zdobycie” Teide i oraz zorganizowanie na jego szczycie pleneru fotograficznego trzeba się było ostatecznie pożegnać.

Pozostało otoczenie wulkanu i dostępne dla turystów fragmenty Parku Narodowego Teide (Parque Nacional del Teide), w tym ciekawa równina o nazwie kaldera Las Cañadas i przeróżne formacje skalne utworzone przez zastygłą lawę. Ich kolorystyka oraz „nieziemskie” kształty cieszyły oczy i w dużym stopniu rekompensowały zawód spowodowany niedostępnością szczytu.

I chociaż wiatr nie pozwalał na swobodne ustawienie statywu, kilka serii zdjęć udało się wykonać. Są często do siebie podobne i zarazem bardzo różne. Mam nadzieję, że przynajmniej niektóre także Wam przypadną do gustu.

Ta galeria została w całości poświęcona Padre Teide i jego otoczeniu.

Jan WOJTASIK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *