Literatura

Osiemnaście żołędzi

Musnął wietrzyk dąb w czuprynę,
spadają żołędzie,
jeden, cztery, osiemnaście,
znów dąbrowa będzie.

A choć stary czasem jęknie,
ból go dźgnie w koronę,
on się cieszy, że tak pięknie
spadają zielone.

Przysypują srebrnym pudrem
gwiazdy świat jak kołacz,
jak to milo na żołędzie:
– Ej, żołędzie! wołać.

W ziemię, w ziemię, w wonną ziemię,
w szmerolistną trawę:
jeden, cztery, osiemnaście,
dąbrowie na sławę;

dąbrowie na miłowanie,
dąbrowie na wieczność,
liściom na muzykowanie,
na wieczną serdeczność.

Przez te liście jeszcze gęste,
o jesiennym czasie
w dół opada żołądź z chrzęstem
i z górą żegna się,

by znów kiedyś jak organy
tropiącym się sercom
szumieć, dobry zakochanym,
dobry i wisielcom.

Tak to sobie pod Krakowem
dąb żołędzie miota,
zieloną ma jeszcze głowę,
a serce ze złota.

Ziemia za żołądź dziękuje,
gdy spadnie i dojdzie.
A dąb tylko przytupuje,
jak w niebie Bóg-Ojciec.

Coraz więcej dębów będzie.
Dmij, wietrze, w koronę.
Ej, spadają te żołędzie
jak gwiazdki zielone!

Wiersz dedykowany Stefanowi Flukowskiemu
1946

Konstanty Ildefons Gałczyński, Siódme niebo, Wydawnictwo Czytelnik, W-wa 1973 s. 174

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *