Publikacje

Niechlujstwo „najwyższej staranności”

Warszawa – Zielonka. Goszczący coraz częściej na łamach „Tekstów i Pejzaży” Pan Wojciech Kotowski ma szczególne powody do świętowania. Niedawno na łamach wydawanego przez BMT S-ka z o.o. ERIDA miesięcznika Orzecznictwo Sądów Apelacyjnych ukazała się tysięczna publikacja jego autorstwa. Poświęcona jest zagadnieniom bezpieczeństwa w ruchu komunikacyjnym. Gratulujemy i za zgodą Wydawcy oraz Autora przytaczamy jej treść w całości.

* * * 

Wojciech Kotowski

Niechlujstwo najwyższej staranności 

Tragiczny w skutkach wypadek drogowy wydarzył się w miejscowości K. około godz. 2230. Otóż, na skrzyżowaniu w kształcie litery T samochód osobowy stojący w lekkim lewo-skosie na pasie przeznaczonym dla skręcających w lewo został uderzony przez motocykl, jego czołem w czoło samochodu na wysokości lewego reflektora. W wyniku zderzenia kierujący motocyklem i jego pasażer znaleźli się 30 m. dalej. Pasażer motocykla zginął na miejscu, kierującego natomiast, znajdującego się w ciężkim stanie, odwieziono do szpitala. Prima facie okoliczności zdarzenia ujawniają, że sprawcą wypadku jest kierujący motocyklem. Badanie dowodów materialnych, w tym rejon rozrzucenia powypadkowych odłamków (zob. zdjęcie 1), zdecydowanie potwierdza tę hipotezę i – co charakterystyczne – mimo niedbale przeprowadzonych czynności stricte procesowych. Zadbano natomiast i to znacznymi siłami o upowszechnienie na szczęście na tym etapie postępowania nieudanej próby przekonania o winie kierującej samochodem osobowym. Argumentacją – jedyną zresztą – jaką się posłużono był zjazd ze skrzyżowania samochodu osobowego bezpośrednio po zderzeniu i na tej podstawie budowano zarzut utraty śladów z winy kierującej. Tymczasem główną przyczyną utraty niektórych śladów na jezdni było niezabezpieczenie skrzyżowania. Mianowicie nie dokonano całkowitego wyłączenia z ruchu kołowego i pieszego odcinka drogi od miejsca zderzenia pojazdów do miejsca znajdowania się w położeniu powypadkowym kierującego motocyklem, jego pasażera oraz motocykla.  

Tytułowe zagadnienie jest odzwierciedleniem kierunku postępowania przygotowawczego w sprawie wskazanego wypadku drogowego. Rażąco niski poziom utrwalono w postanowieniu asesora o przedstawieniu – właśnie kierującej – zarzutu popełnienia przestępstwa drogowego  ze skutkiem śmiertelnym (art. 177 § 2 k.k.). Wystarczy analiza jednego zdania wyjętego z postanowienia dla wykazania niekompetencji jego autora: „(…) wykonując manewr skrętu w lewo nie zachowała wymaganej szczególnej ostrożności na skutek czego zajechała drogę i wymusiła pierwszeństwo przejazdu na jadącym prawidłowo z naprzeciwka motocyklu (…) czym doprowadziła do zderzenia czołowo bocznego obu pojazdów (…). Zajechanie drogi w potocznym użyciu ma swój odpowiednik prawny w postaci „nieustąpienia pierwszeństwa”. Z kolei użyte określenie „wymusiła pierwszeństwo” stanowi ni mniej, ni więcej kiepski żargon urzędniczy. Jest ono wytworem wyobraźni podmiotów, które nie szczycą się znajomością podstawowych zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Odpowiedzmy na pytanie kto może wymusić pierwszeństwo? Na pewno nie może tego dokonać podmiot, który nie posiada pierwszeństwa, a zatem jest obowiązany do ustąpienia innemu podmiotowi, który to pierwszeństwo posiada. Krótko mówiąc wymuszenie pierwszeństwa może nastąpić w następującej sytuacji. Drogą posiadającą pierwszeństwo zbliża się pojazd, którego kierujący widzi, że zbliżający się do skrzyżowania drogą podporządkowaną pojazd porusza się z nadmierną prędkością, co wskazuje jednoznacznie, iż jego kierujący nie zdoła  zatrzymać pojazdu w celu ustąpienia pierwszeństwa. Jeżeli zatem kierujący posiadający pierwszeństwo będzie kontynuował jazdę wówczas powiemy, że wymusił swoje pierwszeństwo lekceważąc zasadę ograniczonego zaufania. Tak więc intencją sformułowania „wymusił pierwszeństwo”, ujętego w przedmiotowym postanowieniu, jest również „nieustąpienie pierwszeństwa”. Kierując się tokiem rozumowania autora postanowienia i dokonując uczytelnienia mętnego sformułowania „zajechała drogę i wymusiła pierwszeństwo przejazdu” powiemy „nie ustąpiła pierwszeństwa i nie ustąpiła pierwszeństwa przejazdu”. Mamy zatem do czynienia z pleonazmem (masłem maślanym), to znaczy powtórzeniem informacji już zawartej. Pleonazmy z reguły powstają wskutek bezmyślnego dobierania słów w korelacji z nierozumieniem ich znaczenia. Podobnym zjawiskiem jest tautologia, również polegająca na powtórzeniu informacji już podanej, jednakże dotyczy nie związków wyrazowych, lecz zdań, a nawet dłuższych wypowiedzi. I jeszcze jedna uwaga merytoryczna. Otóż, ustępuje się kierującemu motocyklem, nie zaś motocyklowi. Z kolei, określenie „zderzenie czołowo boczne obu pojazdów” stanowi corpus delicti świadczący o znikomej znajomości zagadnień z zakresu kryminalistycznej rekonstrukcji wypadków drogowych.Prawidłowo ta część zdania powinna brzmieć „czołowe zderzenie mimośrodkowe obu pojazdów”, z którego jednoznacznie wynika, że kierujący motocyklem uderzył w inną niż środek część czoła samochodu osobowego. Niepojęte jest, że w jednym zdaniu dokumentu urzędowego można popełnić więcej błędów myślowych niż słów w nim zawartych.

Jeszcze barwniej jawi się uzasadnienie do przedmiotowego postanowienia. Niewiele miejsca potrzeba na prezentację treści tego dokumentu, głównie dlatego, że brak w nim treści. Co na trwałe zapisuje się w pamięci to pół strony bełkotu pseudoprawniczego z trzema błędami ortograficznymi oraz prawdziwie wysublimowane stwierdzenie, że „zarówno śmierć, jak i obrażenia miały bezpośredni związek z zaistnieniem przedmiotowego wypadku drogowego”. Jest pewne, że asesor tego nie wymyślił, a tylko powtórzył bezmyślnie za biegłym, ponieważ treść jest wprawdzie banalnie prosta, to jednak wymaga wiadomości specjalnych. Podobnie kuriozalną treść można wyłowić z opinii biegłego w sprawie podobnie tragicznego wypadku drogowego, w którym czytamy: „śmierć denata pozostaje w związku przyczynowym z jego zejściem śmiertelnym”. Znaczna odległość czasowa w tworzeniu obu dokumentów wskazuje wyraźnie, że owi biegli raczej się nie znają, a mimo to mają ze sobą wiele wspólnego. Prawnikowi do tych barwnych twierdzeń potrzebne jest jeszcze udowodnienie winy. A to nie będzie takie proste. O wiele łatwiejszą drogą jest obalenie tej niedorzecznej hipotezy.

Charakterystyczne, że poziom czynności przeprowadzonych w toku postępowania – z natury rzeczy – mającego na celu wyjaśnienie okoliczności i utrwalenie przebiegu określonego wypadku drogowego w istocie nie odbiegał od przemyśleń asesora wydającego postanowienie o przedstawieniu zarzutów de facto pokrzywdzonemu. To odwrócenie ról procesowych było wynikiem rażących uchybień w toku zarówno gromadzenia dowodów, jak i analizowania ich wartości. Myślę tu o czynnościach policyjnych w toku oględzin miejsca wypadku oraz o opinii biegłego.

Więcej niż pewne – to nie abstrakcja, lecz rzeczywistość – że od rzetelności czynności policyjnych przeprowadzonych na miejscu wypadku drogowego zależy prawidłowość czynności w toku postępowania, a to – co oczywiste – doprowadzi do ustalenia faktycznego sprawcy. Szczególnie ważną rolę w procesie ujawniania prawdy materialnej spełniają dowody w postaci wymiarowego szkicu sytuacyjnego i zdjęć fotograficznych miejsca zdarzenia, pojazdów i ujawnionych śladów. Przed wykonaniem wskazanych czynności należy wyłączyć z ruchu odcinek drogi od miejsca zderzenia pojazdów do miejsca powypadkowego ustawienia pojazdów (względnie ułożenia ciała). Powypadkowy szkic sytuacyjny powinien stanowić rysunek utrwalający obraz miejsca zdarzenia zbliżony do zdjęcia z lotu ptaka. Ma zatem – co oczywiste –  stworzyć faktyczny obraz miejsca zdarzenia, ze wszystkimi znajdującymi się na nim elementami. Chodzi nie tylko o utrwalenie kształtu skrzyżowania, na którym doszło do zderzenia pojazdów, ale również kształtu dróg dochodzących (odcinek drogi prostej, łuk) i związaną z tym widoczność. Na szkicu powinny być naniesione znaki poziome i pionowe. Wreszcie powinien być dokładnie zwymiarowany zarówno wzdłuż, jak i wszerz. Z kolei powypadkowy protokół powinien zawierać zwymiarowane wzdłuż i wszerz położenie pojazdów z rodzajem i zakresem ich uszkodzenia (ślady kół, szkła itp.).

Analizując metodykę pozyskiwania materiału dowodowego w związku z omawianym wypadkiem drogowym byłem zdumiony, że w dobie bogatych doświadczeń utrwalonych praktyką wypadkową funkcjonują jeszcze bezkarnie podmioty zdolne do tak rażących uchybień. Przerażające jest to, że zupełnie nie zdają sobie sprawy, iż od poziomu czynności, a co za tym idzie stopnia trafności podjętych decyzji, zależy los uczestnika wypadku.

Żaden wymóg rzetelności w obszarze czynności policyjno-opiniodawczych nie został zrealizowany.

Pierwszoplanowym zagadnieniem, wymagającym wnikliwego spojrzenia jest uczynienie policyjnego szkicu sytuacyjnego miejsca wypadku dokumentem przydatnym w dalszej fazie toczącego się postępowania. W tym celu należy uzupełnić go następującymi danymi: 1) określeniem szerokości pasa ruchu oznaczonego znakiem poziomym w postaci strzałki właściwej do skręcenia w lewo (P-8b), 2) wskazanie długości odcinka drogi od punktu, w których podwójna linia ciągła prowadząca ruch na drodze przekształca się w pas wyłączony z ruchu, w konsekwencji zwężający jezdnię, do samego skrzyżowania z drogą gminną, 3) podanie szerokości jezdni w punkcie końcowym podwójnej linii ciągłej przed jej przekształceniem w pas wyłączony z ruchu, 4) utrwalenie szerokości jezdni na wysokości prawej krawędzi drogi gminnej, to znaczy od przerywanej linii krawędziowej pasa właściwego dla skręcenia w lewo do prawej krawędzi drogi głównej, 5) wyznaczenie szerokości jezdni drogi gminnej, 6) wyznaczenie odcinka drogi od uderzenia motocykla w samochód osobowy do miejsca, w którym znaleźli się jadący jednośladem, 7) określenie miejsca położenia motocykla na jezdni. Dopiero tak wykonany szkic może stanowić wartościowy dowód, który wespół z materiałem zdjęciowym odzwierciedlającym rodzaj i zakres uszkodzeń powstałych w pojazdach doprowadzi do rekonstrukcji wypadku.

Należy pamiętać, że urzeczywistnienie drogi prowadzącej do poznania prawdy materialnej będzie tkwiło w zadaniach powierzonych biegłemu z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych. Mimo bogatego doświadczenia, które można wyprowadzić z piśmiennictwa i orzecznictwa w sprawie pojawiły się pytania zmuszające opiniodawcę do przekroczenia kompetencji, a tym samym przerzucające na niego ciężar dowodzenia, a mianowicie: 1) czy kierująca samochodem naruszyła zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a jeżeli tak to jakie?, 2) czy kierujący motocyklem naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a jeżeli tak to jakie? Organ pytający powinien sam sobie odpowiedzieć na te pytania, ponieważ zagadnienia w nich ujęte stricte wiążą się z prawnymi problemami ruchu drogowego, a zatem nie wymagają posiadania wiadomości specjalnych. W określonej sytuacji natomiast biegłemu należało zadać tylko dwa pytania: 1) z jaką prędkością poruszał się motocyklista w chwili kontaktu z pojazdem?, 2) na którym pasie ruchu znajdował się samochód osobowy w chwili zderzenia czołowo mimośrodkowego obu pojazdów? Na tej podstawie organ postępowania mógł bez trudu wytypować faktycznego sprawcę wypadku. Stało się jednak inaczej za sprawą już wyartykułowaną. Chodzi mianowicie o to, że treść pierwszego z wymienionych zestawu pytań wskazuje jednoznacznie, że organ pytający jest niekompetentny, mało zdolny do konstruktywnej analizy zdarzenia, zatem nie wie czego nie wie, a tym samym czego powinien się dowiedzieć o wypadku i ciężar dowodzenia przerzuca na biegłego, po to wszakże by idąc linią najmniejszego oporu powielać błędy biegłego swoimi myślami. Stąd m.in. zrodził się kuriozalny tekst asesora utrwalony w postanowieniu o przedstawieniu zarzutu spowodowania wypadku. Podobnie zresztą biegły nie wykazał się znajomością zagadnień z zakresu rekonstrukcji wypadków dochodząc w opinii do wniosku, że wypadek miał miejsce przy prawej krawędzi jezdni właściwej dla ruchu motocyklisty. Biegłemu nie przeszkodziło, że dowody materialne w postaci rodzaju i zakresu uszkodzenia ujawnionego na karoserii samochodu osobowego jednoznacznie wykluczają tę hipotezę, wskazując, że w chwili uderzenia czoła motocykla samochód stał w lewo-skosie. Gdyby znajdował się na jezdni dla kierunku ruchu motocykla, wówczas nie mogłoby dojść do uderzenia czołem motocykla mimośrodkowo w czoło samochodu. Motocykl uderzyłby wprawdzie czołem, lecz w prawy bok samochodu osobowego, w którym powstałe uszkodzenia byłyby diametralnie odmienne od uszkodzeń powypadkowo utrwalonych. Biegły w jednym ma rację, że motocyklista nie mógł uniknąć wypadku, a to głównie za sprawą jego nadmiernej prędkości w korelacji z nieprawidłową taktyką jazdy. Najprawdopodobniej prędkość motocykla uniemożliwiła jego kierującemu poruszanie się cały czas w obrębie właściwego pasa ruchu, głównie z uwagi na jej profil. Zatem jest więcej niż pewne, że zbliżając się do skrzyżowania jechał pasem wyłączonym z ruchu. Według poglądu biegłego – par excellence podzielonego przez asesora – zastosowaną przez motocyklistę technikę i taktykę należy uznać za prawidłową. Cóż za konstruktywny duet rodzący kuriozalne teksty. Jest jednak charakterystyczne, że myśli biegłego były wchłaniane przez asesora, który transponował je do własnych wypowiedzi. Aż ciśnie się na usta pytanie, od kiedy ogon merda psem?

Na kanwie zdarzenia wyłania się refleksja, która zresztą gości w piśmiennictwie, gdzie pojawiają się głosy komponujące wniosek, że proces karny po nowelizacji zwłaszcza w niektórych kategoriach spraw np. o wypadki komunikacyjne, które charakteryzuje konieczność korzystania z opinii biegłych, będzie nieuchronnie zmierzał w kierunku procesu „na opinie”, a zatem może stanowić realne zagrożenie dla ustalenia prawdy materialnej w procesie . Nie podzielam tego poglądu, wszak nie można a priori zakładać, że opinie prywatne nie będą stanowić pełnowartościowego dowodu skonstruowanego w oparciu o art. 393 § 3 k.p.k. A contrario może właśnie opinie prywatne będą stanowić skuteczną przeciwwagę eliminującą błędy interpretacyjne w opiniach sporządzanych na zlecenie organów prokuratury i wymiaru sprawiedliwości. Czas będzie najlepszym kontrolerem skuteczności zastosowanej metodyki opiniowania, która – z natury rzeczy – ma prowadzić wprost do słusznych rozstrzygnięć.

W konkluzji rodzi się refleksja, że rzadko wcześniej, z reguły zaś dopiero po tragicznym w skutkach wypadku drogowym organizatorzy ruchu drogowego idą po rozum do głowy i wprowadzają zabezpieczenia na drodze (zob. zdjęcia 2 i 3). Widoczne na zdjęciach znaki zawiadamiają o pasie wyłączonym z ruchu. Gdyby owe znaki były ustawione przed wypadkiem motocyklista nie wjechałby na ten pas i nie uderzył czołowo w stojący w lewo-skosie na pasie właściwym dla skrętu w lewo samochód osobowy. 

                                                                                   * * * 

* Jest to tysięczna publikacja Wojciecha Kotowskiego, wśród których znajduje się 110 publikacji książkowych, 36 broszur oraz 854 artykuły, glosy i recenzje

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *