Proces poszlakowy
[…] Prokurator Wirt siedzi naprzeciwko Zamorskiego. Nie jest pewne, czy prokurator musi mieć właśnie taką twarz, jak ma Wirt: wrażliwą, uzewnętrzniającą każdą niemal myśl, zmianę nastroju, zarówno zaskoczenie jak i satysfakcję, gdy coś przebiega zgodnie z jego życzeniem.
Wirt to prokurator młody, znajduje się na progu wielkiej kariery. Maska profesjonalizmu na jego twarzy nie zdążyła jeszcze zakrzepnąć. Stanowi dopiero cieniutką powłokę, zbyt jeszcze łatwo ulegającą topnieniu, gdy temperatura na sali sądowej podnosi się do wysokiego stopnia. Jak właśnie teraz, na procesie Szymona uklei.
Wirt przejmuje się tą sprawą. Wyczuwa się jego osobiste w nią zaangażowanie. Dobrze to, czy źle? Dobrze, jeżeli chodzi o wymierzanie sprawiedliwości w imieniu prawdy
Na razie ma minę myśliwego, który już wytropił zwierzynę, zagnał ją na teren swoich łowów i za chwilę zacznie osaczać. Za chwilę rozpocznie się tu korowód świadków i ich słowa, ich wspomnienia, ich opinie zacieśniać będą wokół Uklei, minuta za minutą, ktrąg dowodów prawdopodobieństwa winy.
Wirt przeczuwa moment, kiedy nie pozostanie wokół oskarżonego ani jeden centymetr wolnej przestrzeni dla uczynienia bodaj najbardziej skąpego gestu w swojej obronie w swojej obronie, kiedy nieruchomy, wysłuchujący rytualnej formułki wyroku jednym jej słowem „winien” niby zaklęciem przemieniony zostanie w innego człowieka. Oskarżony stanie się skazanym.
Wirt spodziewa się, że to nastąpi i drży z podniecenia na tę myśl. […]
Barbara Gordon, Proces poszlakowy, Wydawnictwo „Śląsk”, 1974 s. 70