Oskarżanie
[…] Oskarżyciel musi swym badaniem objąć możliwie wyczerpująco wszystkie prawdopodobne ewentualności i – niby na skrzyżowaniu wielu dróg – badać każdą koleinę, póki na którejś z nich nie zagęszczą się fakty wskazujące na jakąś określoną osobę.
Tak zagęszczone poszlaki czynią tę osobę podejrzaną: koło niej krąży teraz myśl i uwaga oskarżyciela. Jeśli dalsze dociekania zwiększać będą jeszcze liczbę poszlak, wzrośnie prawdopodobieństwo tak dalece, że w pewnej chwili oskarżyciel uzna, iż nie postępuje lekkomyślnie i bezzasadnie, czyniąc podejrzanego już wyraźnie oskarżonym. To znaczy twierdząc bez zastrzeżeń, że ten właśnie człowiek dokonał czynu, po którym pozostały badane ślady.
Na tych wynikach swojego dochodzenia i śledztwa opiera on skarżenie, z jakim przychodzi przed sędziego.
I tu wszczęty zostaje proces sądowy, którego częścią najważniejszą jest rozprawa sądowa, gdzie naprzeciw siebie stają przed sędzią czy sądem dwie strony swoistego sporu. Oskarżyciel przypisuje czyn przestępczy oskarżonemu, ten zaś bądź w ogóle nie przyznaje się do winy, bądź stara się wykazać, że jego wina nie była tak wielka, jak to twierdzi oskarżyciel. (…)
Oskarżyciel nie jest zwykłym poddanym (władzy – J.W.), który przedstawia sędziemu swoją osobistą sprawę. Jest zastępcą władcy. Broni interesu publicznego, osobiście w sprawie nie zainteresowany i z reguły niczym nie związany z oskarżonym. Jemu – podobnie jak i sędziemu – zależy na ustaleniu rzeczywistego stanu rzeczy.
Tym się tylko różni jego postawa od badawczej postawy sędziego, że już jest przeświadczony o winie oskarżonego w oparciu zebrany w śledztwie w śledztwie materiał dowodowy, gdy tymczasem sędzia jeszcze bezstronnie wątpi i czeka na argumenty, które by sformowały jego w tej sprawie przeświadczenie. […]
Czesław Znamierowski, Szkoła Prawa. Rozważania o państwie, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1988 s. 257 i nast.