Ile bezpieczeństwa, ile wolności?
[…] Spór „ile bezpieczeństwa, ile wolności” może nie jest odwieczny, ale w ostatnich kilkudziesięciu latach, a już zwłaszcza od czasów zamachów na wieże World Trade Center w Nowym Jorku przed 17 laty, nadzwyczaj aktualny.
Można dyskutować o szczegółach, ale idealnego „złotego środka” – choć to najmądrzejsza rzecz, na jaką ludzkość poprzez Arystotelesa, a może jeszcze przed nim kiedykolwiek wpadła – chyba nigdy nie uda się tutaj osiągnąć.
Wybór należy do nas, jako społeczeństwa. Ja osobiście, jestem w stanie oddać jakąś cześć swojej wolności w zamian za to, że nie będę musiał dzień w dzień drżeć o życie moich bliskich, czy o to że sam zginę bez jakiegokolwiek sensu, bo jakiś radykał zbyt łatwo podłożył gdzieś bombę.
Oczywiście, istnieje jakaś granica, za którą zrozumiała obawa o życie i zdrowie, którą trzeba szanować, przeradza się w obsesję bezpieczeństwa, w histerię, która pcha nas w objęcia totalnej kontroli wobec każdego z nas. Nie ma jednak innego sposobu wyznaczania tej granicy i osiągania zgody społecznej, jak rozum, edukacja i czerpanie z doświadczeń innych państw.
Z drugiej strony, nie sposób nie zauważyć, że gdy dochodzi do poważnego przestępstwa, któremu nie zapobieżono, albo są problemy z wykryciem sprawców, nie zawsze jest to wynik niekompetencji policji, prokuratury, czy służb specjalnych. Zdarza się, że jest to efekt owego dążenia do wolności kosztem ograniczenia bezpieczeństwa, kosztem „wybijania zębów” organom ścigania. […]
Michał Gabriel-Węglowski w rozmowie z Krzysztofem Sobczakiem
Źródło i pełny tekst: LEX