Nad Niemnem
[…] To, co jej ukazywał, było rozległą polaną, czy łąką leśną, objętą regularnem i ściśle zamknietem kołem falistych wzgórzystości, po których pięły się i spływały coraz gęściej tłoczące się i płaczące z sobą stare sosny, jodły i młode zarośla.
Miejscami szerokie, aż do ziemi opuszczające się gałęzie jodeł i bujające dookoła nich, mnóstwem sęków zjeżone i girlandami szerokich widłaków oplątane, młode zarośla jodłowe tworzyły długie ściany i grube kolumny zieloności tak ciemnej, że prawie czarnej.
Gdzie indziej sosny wysmukłe, proste i gładkie, u szczytów swych dopiero korony gałęzi rozpościerające, podnosiły się znad kobierca, wyhaftowanego w przedziwne wachlarze paproci i przedziwniejsze puchy mchów różnobarwnych.
Te paprociowe linje strzępiaste, wzajem na sobie spoczywające, lekkie choć ogromne, wszystkiemi odcieniami zieloności umalowane i te, wyglądające z pod nich, lub całkiem je zastępujące mchy seledynowe, brunatne, siwe, z niepojętą delikatnością w mirjady drobniuchnych gałązek wyrzeźbione, słały się daleko, jakby w nieskończoność, znikając pod gęstwinami i odrodzonem morzem, wypływając znowu na przezroczyste przestrzenie boru.
Na przezroczystych przestrzeniach , w rozległym półcieniu, po gładkich pniach sosen, po mchach i paprociach, w górze, u dołu, wszędzie, biegły, goniły się, ślizgały, tu pożarem wybuchały, tam rozbijały się w roje iskier, smugi, potoki, strzały światłości słonecznych.
Wydawało się to świetną , zawrotną, w tajemnicy i milczeniu odbywająca się gra jasnych i mrocznych genjuszów lasu.
Ale na otoczonej lasem polanie gier tych nie było. […]
Eliza Orzeszkowa, Nad Niemnem, /w/ Pisma, Nakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa 1934 s. 49