Siekierezada albo zima leśnych ludzi
[…] Rozgadał się Peresada o samych pierwszych początkach. Kiedy to ze Wschodu przyszli tu na Zachód. Na te Ziemie Odzyskane. Peresada miał wtedy 17 lat. A to było w czterdziestym piątym.
– Aż się człowiekowi wierzyć nie chce, że to już 22 lata przeszły od tego czasu. Na Odrze mostu nie było. Dwie liny stalowe tylko. Jedna niżej, druga wyżej. Na jednej stawiało się nogę za nogą, a drugą line się trzymało rękami. I tak się człowiek po trochu, po trochu posuwał. Żołnierze pływali na pontonach pod linami i wyciągali tych, co wpadali. Ale jeden wpadł i jego nie wyciągli. We wir, musi sie dostał. Na pewno gdzieś tam dalej wyrzuciło jego. Ale Bóg wie gdzie. Nie znaleźli. Prąd, musi, jego porwał. Może aż do samego morza zaniosło jego.
No ale przeszli my Odrę i szli tu w te strony i szukali dobrej ziemi. Wchodzili my do domów, co puste były wszystkie, bo Niemcy uciekli.
Tak my się osiedlali koloniami. Swoi trzymali sie swoich. Jak tam na Wschodzie. W Hopli na ten przykład to wszyscy prawie Białorusini są. I Polesiuki. Końskie Doły, tu niedaleka taka wieś, to same prawie Podolaki. Ja też z Podola jestem, z Tarnopola. Ale w Bobrowicach ja żyje. W Bobrowicach to wszyscy prawie Ukraińcy są. I tak my szli, i tak sie osiedlali. […]
Edward Stachura, Siekierezada albo zima leśnych ludzi, Wydawca POLITYKA, s. 60