Oszustwo z myszką „na prokuratora”
[…] W grudniu 1925 r. zadzwonił telefon na posterunku w Rudzie Pabianickiej. Jakiś zdecydowany głos informował, że nazajutrz w Rudzie zjawi się prokurator. Należy udzielić mu wszechstronnej pomocy.
Istotnie, samochód przywiózł eleganckiego pana, jak się okazało, podprokuratora Mandeckiego z Łodzi. Mandecki zaimponował posterunkowemu. Świetnie znał głośne łódzkie sprawy, wyjmował akta w firmowych obwolutach, cytował dokumenty, wypytywał o pracę posterunku.
Wreszcie ujawnił cel wizyty. Chodzi mianowicie o aresztowanie dwóch zamożnych Cyganów, podejrzanych o kradzieże koni. Kazał się zaprowadzić do ich domu. Tu przeprowadził rewizję, zatrzymał wartościowe przedmioty w rodzaju drogiego futra, na koniec aresztował lokatorów.
Jutro – powiedział – obydwaj pojadą do więzienia, tymczasem pozostaną w pudle na posterunku.
Żony Cyganów uderzyły w lament; po wielogodzinnych naleganiach prokurator zmiękł. Owszem zwolni ich, ale kaucja musi być dostatecznie wysoka.
Nerwowa zbiórka wśród współplemieńców dała tylko połowę wymaganej kwoty, reszta – powiedzieli Cyganie – da się załatwić do jutra.
Aresztowani odzyskali wolność, solennie obiecując, że dług wypłacą. Rzeczywiście, w dzień później wyrównano zaległość.
Potem zapowiedział się na posterunku w Konstantynowie, 12 kilometrów od Łodzi. Zjawił się, przejrzał akta bieżących spraw, okazał jakieś swoje dokumenty, zamówił rozmowę z prokuraturą okręgową.
Odbył ważną rozmowę – wcześniej dyskretnie przerwawszy połączenie. Kazał podstawić wóz konny. Pojechał do Pęczniewa i tam w kancelarii posterunku podyktował decyzję o aresztowaniu kilku gospodarzy. Zarzut – nielegalne gorzelnictwo. Wieś wysłała delegację – wójt, pisarz i sołtys i po paru godzinach sankcja została zmieniona na kaucję.
Wcześniej pchnął gońca do inne wsi, pozbawionej telefonu i posterunku. Zjawił się tam z trzema policjantami. Został przyjęty uroczyście – zawiązany już komitet organizacyjny (proboszcz, nauczyciel i dzierżawca majątku) zdążył obmyśleć specjalny program, choć jego członkowie spierali się o to, kto podejmie noclegiem dostojnego gościa.
Nie czas było jednak na zabawę, pod klucz do stodoły probostwa powędrował bowiem organista, podejrzany o fałszerstwo metryki ślubu. Wkrótce dołączyło do niego trzech gospodarzy, co wywołało popłoch.
Gospodarzy uratowała oczywiście kaucja, organistę – poręczenie proboszcza. Program powitania – pokazy ćwiczeń straży ogniowej, wizytacja szkoły i kościoła – zrealizowano nazajutrz. Gościa żegnała strażacka orkiestra. (…)
Zatrzymała go żandarmeria, gdy w cywilu chyłkiem opuszczał miasto. W Łodzi przesłuchiwał go autentyczny prokurator Mandecki.
(…) Powędrował za kraty na następne 4 lata. […]
Andrzej Abramski, Jerzy Konieczny, Justycjariusze, hutmani, policjanci. Z dziejów służb ochrony porządku w Polsce, Wydawnictwo „Śląsk”, Katowice 1987 s. 212