Jesienne liście
[…] Tu cicho było na świecie. Wiatr się jakoś nie pokazywał i piękne, piękne liście leżały sobie pod drzewami, czekając na powiew jakiś boski, co by je ożywił jeszcze ostatni raz, co by je zakręcił w tańcu ostatnim, zanim spadnie śnieg, zanim zakopie je biała śmierć.
Podniosłem kilka, żeby oglądać, zanim i mnie zasypie śnieg jakiś wczesny niespodziewany. Przystrojone były na ten ostatni taniec w to, co było najpiękniejszego, w najpiękniejsze suknie, jakie tylko są, w tak zwane gamy.
Nie pierwszy raz podnoszę jesienne liście i oglądam, co rok tak robię, ale czy moje zachwycenie jest mniejsze za każdym ostatnim razem, niż za pierwszym razem, kiedy podniosłem jesienny liść? Nigdy. I nie potrzebuję chyba mówić, że odwrotnie jest.
Bardzo podobnie jest to samo z niektórymi melodiami, których można słuchać bardzo wiele razy i one nie przestają się wcale podobać, tylko odwrotnie właśnie, coraz więcej się podobają, coraz nowe piękności z nich wypływają i już nie tylko uszy słuchają wtedy, ale wszystko jest zasłuchane, całe ciało słucha i się poddaje.
Patrzyłem na liście, na te kolory niespotykane i delikatność i czułem, że nie nie tylko moje oczy są zachwycone. […]
Edward Stachura, Falując na wietrze – Poranek, /w/ Opowiadania, Wyd C&T, Toruń 2001 s. 100