Dni klęski
[…] Nerwowo oglądał się ku rzece, gdzie migotały rakiety. Pułkownik siedział skwaszony.– Oni powariowali … Wczoraj nakazali nam odwrót – mruczał – choć mogliśmy się bronić dalej na przeprawie … Dziś rano rozkaz: „Trzymajcie się za wszelką cenę!”. A teraz znów popędzają: „rzucać wszystko i wycofywać się …”.
Chcą mnie zupełnie pogrążyć, jakże ja będę wyglądał… Obłęd, kompletny obłęd! …
– Na szczęście nie u nas – triumfował major – tylko w sztabie dywizji… Albo jeszcze wyżej dostali kręćka… Ma pan przecież rozkazy, czarno na białym, o0 cóż się martwić…
– Nic już nie rozumiem – ściskał głowę pułkownik, nagle spojrzał z nadzieją na towarzyszącego mu oficera, jakby od niego oczekiwał wyjaśnień. Ale ten szepnął:
– Więc tym bardziej nie ma sensu tu sterczeć… Kompanie już się musiały wycofać … […]
Wojciech Żukrowski, Dni klęski, Wydawnictwo „Książka i Wiedza”, Warszawa 1985 s. 123