Na odlocie
[…] Swoboda ruchów, siła i gibkość ciała budziły podziw w gromadzie. Czyste igrzyska olimpijskie. Rozrywka krzepiła umysły ptaków radnych, a przeto ważne uchwały wiecowe żwawo posuwały się do kresu. Przedmiotem sporów najgorętszych była droga, którą zamierzano przebyć.
Wszystkie bowiem drogi prowadzą na „wyraj”; ale jedna jest najkrótsza. Ptacy starsi, doświadczeni, wielce przezorni, doradzali podróż bezpieczniejszą – i ile można – ponad lądem stałym: w razie potrzeby ma się zawsze pewny punkt oparcia pod stopami.
Młodzi, junacy zuchwali, zapaleńcy niecierpliwi, przekładali podróż ponad-morską, pełną trudów i – na wypadek burzy – ogromnie niebezpieczną.
Z pierwszymi połączyli się ptacy lękliwego serca i młodzież, która uległa silnym namowom namowom matek, dbałych o los potomstwa. Każdy, kto czuł w sobie odwagę, i pochop ku doświadczeniu przygód nadzwyczajnych, stawał po stronie przeciwnej. Jednym słowem, cała tężyzna żórawia znalazła się pod sztandarem z hasłem „morze”. Starcy przedrwiwali ich, mianując kaczkami.
Ze atoli tak drogi lądowe, jak i morskie, są tez rozmaite, przeto w owych dwóch obozach głównych pojawiły się znowu różnice zdań, odcienie stronnictw.
I oto wielka obec żórawii rozpadła się na drużyny pomniejsze, które – każda pod swoim wodzem – obradowały już oddzielnie.
Jednomyślni, co do celu głównego, różnili się tylko co do środków… […]
Adolf Dygasiński. Na odlocie – nowele. Wydawnictwo „Księgarnia J. Lisowskiej”, Warszawa s. 6 i nast.